- Kiedy mama jeszcze żyła? - szepnęła, czując, że jej głowę rozsadza głuchy ryk. - Tak. Ja jeszcze pracowałem w sądzie. Shelby zamrugała i zerkała z niedowierzaniem na Katrinę, która siedziała na oparciu kanapy Jasmine Cole. - Chcesz mi powiedzieć... że... co? Mama dowiedziała się i... - Przełknęła ślinę. Nie dopuszczała do siebie tej myśli. - Twoja matka była wstrząśnięta - powoli pokiwał głową i pociągnął nosem, jakby zaraz miał się rozpłakać. - Zażądała rozwodu, a ja odmówiłem. Powiedziałem jej, że rozwód zniszczyłby wszystko. No, więc zażądała, żebym zapłacił Nell, przestał się z nią widywać i odprawił ją z kwitkiem. - Ale Nell już spodziewała się dziecka - dokończyła z rozgoryczeniem Katrina. - Ja byłam tym dzieckiem. Zmieniłam swoje nazwisko na Nedelesky kilka lat temu, kiedy brałam ślub, i zachowałam je po rozwodzie. - Twoja matka nie mogła ścierpieć myśli, że Nell jest w ciąży - ciągnął sędzia. - To, że byłem niewierny, mogła jeszcze znieść, ale nie to, że zostałem ojcem innego dziecka. Chyba powinienem był przewidzieć rozwój sytuacji, 144 powinienem był zmusić ją do jakiejś terapii... do diabła, mogłem jej dać ten cholerny rozwód. Tymczasem ona... - ...popełniła samobójstwo - dokończyła za niego Shelby. Mdliło ją i skręcało z bólu na myśl o wszystkich plotkach, których musiała wysłuchiwać w dzieciństwie. - Powiedziałeś, że to był wypadek, a doktor Pritchart zgodził się tak to zakwalifikować. - Wstała i podeszła do ojca. - Dla mnie wersja była taka: mama za dużo wypiła podczas przyjęcia, poczuła się niedobrze i zażyła nie te lekarstwa co było trzeba, tabletki nasenne zamiast przeciwbólowych, i to całą garść... ale zawsze pozostawało pytanie, czy zrobiła to rozmyślnie, czy przypadkowo. - Nie zrobiła tego celowo - upierał się sędzia, patrząc Shelby w oczy. - Twoja matka nie popełniła samobójstwa. http://www.grzejnikidekoracyjne.edu.pl Nie było powodu, żeby ten nikczemny akt nazywać inaczej. Robiło jej się niedobrze na wspomnienie gorącego, spoconego ciała napastnika, który przygniatał ją do fotela w samochodzie jej ojca. Teraz żaden pies nie zaszczekał, żeby obwieścić jej przybycie, a w pobliżu zabudowań stało tylko kilka pojazdów. Na asfalt padały wydłużające się cienie; niebo było mgliste, chmury zasnuwały słońce. Na pobliskich polach pasły się konie i krowy. Shelby od razu poszła do stajni, znalazła uzdę i siodło, a potem złapała pierwszego lepszego konia, jaki jej się nawinął. Wcześniej nigdy nie widziała tego gniadego wałacha i nie zadała sobie trudu odszukania kogoś, kogo mogłaby zapytać, czy może go dosiąść. Wszystko na tym ranczu należało do jej ojca - połacie ziemi, rozgrzane słońcem budynki, ciągnące się kilometrami ogrodzenie, cały dobytek, a nawet, do pewnego stopnia, ludzie, którzy tu pracowali. Znowu zrobiło jej się niedobrze. Nie jeździła konno od lat, ale teraz nie namyślała się długo, tylko założyła wałachowi uzdę i siodło, a potem ruszyła przez otwartą bramę w pola. Niesiona przez konia próbowała oczyścić umysł, zwalczyć przytłaczające uczucie, że została zdradzona, uczucie, którego doświadczała od momentu, gdy dowiedziała się, że ma przyrodnią siostrę - dziecko, którego jej ojciec się wyparł, skrzętnie ukrywany przez niego sekret. Ile jeszcze rodzinnych tajemnic
Wiele dni. Tygodni. Nie da sie tego przewidziec. Mo¿e nawet dłu¿ej... - Prosze sobie darowac - uciał krótko. - Tak nie bedzie. Ona na pewno dojdzie do siebie - powiedział głosem twardym jak stal. Musiał byc człowiekiem nawykłym do wydawania rozkazów. - Marla? - Chyba ponownie odwrócił sie w strone Sprawdź Helene posłała jej przebiegłe spojrzenie, które mówiło: „Och, gdybys tylko wiedziała”. Udały sie winda do apartamentu Marli, gdzie fryzjerka od razu przystapiła do rzeczy. Namówiła Marle na mycie, od¿ywke i obciecie tego, co jeszcze zostało. Z wyrazem powagi na twarzy, jakby rzezbiła piata twarz w skale góry Rushmore, Helene pracowała goraczkowo, mruczac cos pod nosem, potrzasajac głowa a na koniec zabrała sie do suszenia tego, co Marla uznała za dzieło geniusza. Krótkie mahoniowe loczki prawie zupełnie zasłaniały blizne i wdziecznie opadały na kark. 188 - Szczesciara z pani - stwierdziła Helene, przekrzywiajac głowe i przygladajac sie efektom swojej pracy.