- To dla takich osób jak pani artyści tworzą swoje dzieła - rozbrzmiał za nią głęboki

ści, poruszało się coraz to prędzej i prędzej. Zielona Niania zawahała się. Cofnęła się nieco, odsu- wając się niepewnie od wirującej z zawrotną szybkością metalowej maczugi. Gdy chwilę stała w bezruchu, nie- szczęśliwa i nieufna, niezdolna do podjęcia jakiejś decyzji, druga Niania skoczyła w jej kierunku. — Nianiu! Nianiu! — krzyczały dzieci. Dwa metalowe cielska tarzały się rozjuszone po trawie, desperacko walcząc i zmagając się ze sobą. Raz po raz me- talowa maczuga spadała z impetem, uderzając w zielony kadłub. Letnie słonce łagodnie oświetlało całą scenę. Po- wierzchnia jeziora delikatnie marszczyła się pod wpływem wiatru. — Nianiu! — wrzasnął Bobby, bezradnie podskakując. Kłębiąca się, rozszalała pomarańczowo-zielona góra miażdżonego metalu nie udzieliła żadnej odpowiedzi. — Co masz zamiar zrobić? — zapytała Mary Fields Usta miała ściągnięte i blade. — Zostańcie w domu. — Tom chwycił płaszcz i narzu- http://www.gabinet-terapeutyczny.com.pl/media/ - Kończę - rzuciła i rozłączyła się tak, by nie można było zlokalizować miejsca, z którego przeprowadzono rozmowę. W żadnym razie nie chciała narażać nikogo z domowników na niebezpieczeństwo. Schowała komputer do torby i wróciła do domu, kierując się ku schodom. Zamarła, widząc przed sobą cień ludzkiej postaci. Instynktownie sięgnęła po broń, której przecież nie miała. - Możesz mi powiedzieć, co robiłaś w ogrodzie o północy? - usłyszała. Bryce zapalił światło i spojrzał na jej torbę - Co to jest? - zapytał. Klara zesztywniała, a on najpierw pomyślał, że może była na spacerze, jednak wydało mu się podejrzane, iż kształt przedmiotu tkwiącego w jej torbie wyraźnie przypominał telefon. Kolejne podejrzenie, jakie przyszło mu do głowy, mówiło, że zapewne rozmawiała z mężczyzną. Kiedy jeszcze spostrzegł, jak była ubrana, a właściwie rozebrana, opanowała go zazdrość. Krótki szlafroczek i cieniutka koszulka dziewczyny pozostawiały niewiele miejsca dla wyobraźni. Powiewny nocny strój w kolorze burgunda obudził w nim silne pożądanie. Wyobraził sobie Klarę z innym partnerem i poczuł, jak ogarnia go furia. Odepchnął od siebie wszystkie myśli na temat umowy zawartej z tą dziewczyną. Jeszcze chwila i będę w niej, powiedział sobie w duchu. Jakiś głos szeptał mu, że zmarła żona nigdy nie wzbudzała w nim podobnej namiętności. - Co to jest? - spytał, wskazując na torbę. - Mój komputer. Urządzenie było wyjątkowo małe. Bryce pomyślał, że nigdy takiego nie widział i to jeszcze połączonego z telefonem. - Co z tym robiłaś na zewnątrz? - Używałam.

- Nie jesteśmy aż tak bogaci. - Ma się rozumieć. Nie jesteś aż tak bogata, po prostu należysz do klubu dobrej spermy. - Do klubu dobrej spermy? Masz poczucie humoru. - Do usług. Nie zauważyła sarkazmu w jego głosie. - Naprawdę nie jesteśmy tacy bogaci - powtórzyła. - U niepokalanek jest sporo bogatszych dziewczyn. Sprawdź Pomyślała, że Karolina wiele straciła wraz ze śmiercią matki. Bryce musi zastąpić jej oboje rodziców. Klara bardzo za tęskniła za własnymi rodzicami. Nawet nie była na ich pogrzebie, bo sprawy służbowe zatrzymały ją gdzieś w Azji. Przez lata straciła kontakt z rodziną. Skoro ojciec i matka odeszli, zdecydowała dla dobra kariery nie podtrzymywać więzi z braćmi ani z siostrą. Teraz jednak odczuła silną tęsknotę za domem. Spojrzała na dziecko w łóżeczku i pomyślała, że to pierwsza istota, która naprawdę jej potrzebuje. Bryce stał w drzwiach i przyglądał się im obu. Próbował nie koncentrować się na urodzie Klary, gdy ta z czułością kołysała do snu jego córeczkę. Przez moment pomyślał o zmarłej żonie. Czy Diana zaaprobowałaby taką nianię? Pewnie nie, gdyby wiedziała, że spędził z nią noc. Nigdy jej o tym nie powiedział. Rozmawiali tylko o tym, co on uznał za konieczne. To rodziło dodatkowe problemy, bo Diana była niezwykle zaborcza. Pragnęła, by porzucił pracę w tajnych służbach i całkowicie poświęcił się rodzinie. Ich małżeństwo trwało miesiąc, gdy się na to zdecydował, choć jego decyzja wcale nie poprawiła sytuacji. Teraz wszystkie myśli poświęcał córeczce. - Jest taka piękna - usłyszał głos Klary. - Dziękuję - odparł, obserwując wyraz czułości na jej twarzy. - Jak długo sam się nią opiekujesz? - Od momentu narodzin. - Udało ci się to pogodzić z pracą? - Skądże. Mam straszne zaległości. Dlatego zwróciłem się do agencji przysyłającej opiekunki. Klara wsunęła ręce do kieszeni, by zapanować nad chęcią dotknięcia jego piersi. - No i dostałeś mnie - powiedziała. - Karolina chyba cię polubiła.