to Shey... Płonął na samą myśl o niej.

Bardzo klasycznie brzmiącą piosenkę country. Shey wybuchnęła śmiechem. - Co ty robisz? - Umówiłem się, że zagrają nam naszą piosenkę. - Naszą piosenkę? - popatrzyła na niego ze zdumieniem. Miała wątpliwości co do małżeństwa z księciem, ale żadnych co do małżeństwa z tym mężczyzną. - Oczywiście, że tak! - odparł, biorąc ją w ramiona. - Chyba że jest jakaś inna, która podoba ci się bardziej. Shey zaśmiała się wesoło. - Nie, ta jest w sam raz. Nasza piosenka. - Mogą ją zagrać na naszym ślubie. Och, zgodziła się wyjść za niego, ale w ogóle nie pomyślała o reszcie. Na przykład o ślubie i weselu. - Boże, ale co ludzie sobie pomyślą? - Nie wiem i nic mnie to nie obchodzi. Podał jej pierścionek. - Powiedz te słowa - poprosił. Usłuchała jego prośby. W przyszłości biedaka czekają ciężkie chwile, bo wcale nie zamierzała mu ulegać, ale dziś nie będzie http://www.estomatologwarszawa.com.pl do siebie. - Uśmiechnął się. - I nie zauważyliśmy, żeby coś złego działo się z jego głową. Uroczy staruszek i ma wszystkie klepki w porządku. - Mówił coś? O tym, co mu się przydarzyło? - Że utknął w starym schronie? - Pielęgniarz się skrzywił. - Takie śmiertelne pułapki dawno należałoby zburzyć. - Dotknął jej ramienia. - Naprawdę nic mu nie jest, ale skoro pani tak się martwi, to czemu pani nie odwiedzi go w domu? Po prostu dla własnego spokoju... Idąc do windy, Flic cała się trzęsła. Jeszcze kiedy wrzucała monety do automatu z napojami, ręce jej drżały. „Czemu pani nie odwiedzi go w domu?". No właśnie, czemu nie? Pielęgniarz powiedział, że John ma w domu kogoś, kto się nim opiekuje. Może akurat teraz opowiada temu komuś, co naprawdę stało

- Tak naprawdę nie mam czego opowiadać. Moja choroba... Nie wiem, co się działo w domu, prawie cały czas spałam. - Oczy jej zwilgotniały i widać było, że powstrzymuje łzy. - Spokojnie, panno Walters, mamy czas. Może szklankę wody? - Dziękuję, nic mi nie jest. Padło kilka dalszych pytań, lecz doprowadziły one tylko do Sprawdź - Ale... - Obawiam się, że nie ma wyjścia. Tu jesteś w dużym niebezpieczeństwie. Bella zamrugała. - W niebezpieczeństwie? - Tak. Szef policji powiadomił mnie, że przywódca gangu postanowił mnie ukarać za swoje niepowodzenia. Wynajął w tym celu płatnych zabójców. Niebezpieczeństwo zagraża wszystkim bliskim mi osobom. Dziś rano dowiedziałem się, że były już na ciebie dwa zamachy. Bella aż osłabła z wrażenia. - Więc... tamten samochód i ci mężczyźni - wyszeptała. - Tak. Na szczęście byłaś strzeżona. Ci ludzie uznali cię za moją kochankę i dlatego próbowali cię skrzywdzić. Szef policji przypuszcza, że wszyscy winni są już pod kluczem, ale nie możemy być pewni. Dlatego pojedziemy do Doliny. Tam będziesz bezpieczna. Bezpieczna? Z nim? Ależ ona nie mogła znów zostać z nim sama! W żadnym razie nie zdoła ukryć faktu, że się w nim zakochała. Tym bardziej że on nie odwzajemniał tego uczucia. - Nie chcę z tobą jechać - odpowiedziała krnąbrnie. - Polecę do domu. Tam będę bezpieczna. - Niekoniecznie, a ja nie jestem gotów, by podjąć takie ryzyko. - Ty nie jesteś gotów? - posiłkowała się złością, chcąc wyprzeć inne, niechciane uczucia. - Jestem dorosła i sama o sobie decyduję.