jednak potrafisz te¿ byc twarda... Nie jestes kobieta, za jaka cie

swierkowy zagajnik przylegajacy do ogrodzenia na tyłach posiadłosci. Nick uciekał tu przed wymogami, jakie stawiano przed nim tylko dlatego, ¿e był synem Samuela Cahilla. Bo¿e, jak on bardzo nienawidził starego, jak gardził jego sposobami trzymania rodziny w ryzach. Samuel rzadził w domu ¿elazna reka, która naginał prawo do własnych potrzeb i łamał ducha swojej ¿ony i synów. - Dran - mruknał Nick, właczajac komórke i odsłuchujac nagrana wiadomosc. Walt Haaga informował go, ¿e własnie przybył do San Francisco. Nick wykrecił numer hotelu Red Victorian i poprosił o połaczenie z wynajetym na jego nazwisko pokojem. 375 - Słucham - Walt podniósł słuchawke po drugim sygnale. - Mówi Nick. - Najwy¿szy czas. Zameldowałem sie w hotelu dzis po południu, a potem nie traciłem czasu. - Dowiedziałes sie czegos? - Owszem, niejednego. Spotkajmy sie w tym barze na rogu. Jak on sie nazywa... http://www.estetyczna-med.net.pl na jej twarzy ustapił zmieszaniu. - Wygladasz... wygladasz bajecznie! - Kłamstwo. Marla przed godzina widziała swoje odbicie w lustrze. - Strasznie chciałam sie w koncu z toba spotkac. - Cherise ujeła reke Marli w obie dłonie i scisneła mocno. Usmiechneła sie tak szeroko, ¿e gruba warstwa makija¿u na jej twarzy omal nie popekała. - My, to znaczy Donald i ja, tak bardzo sie o ciebie martwilismy. - Spojrzała przez ramie. - Donald zaraz tu bedzie - dodała troche nerwowo. - Kiedy najechalismy, ktos zadzwonił do niego na komórke. Cos pilnego. W tej chwili w drzwiach stanał wysoki, mocno zbudowany me¿czyzna. W gestych, ciemnych włosach widniało kilka srebrnych nitek. Szerokie bary rozpierały czarna skórzana

- Du¿y bład - odparła, czujac jak wzbiera w niej gniew. Spojrzała mu prosto w oczy przez półprzymkniete okno. - Powiedziałem, ¿e mi przykro, prawda? Przepraszam. Phil bedzie tu za chwile. Chce zobaczyc, jak sie czujesz, i odstawic niektóre leki. Zaufaj mi. Nigdy, pomyslała, nigdy ci nie zaufam, póki ¿yje. Sprawdź całej siły, w czułe miejsce. Zgiął się wpół, ale nie puścił jej. - Ty przeklęta dziwko. Gdzieś za oknem rozległo się wycie syreny, ale było już za późno. Ross objął Shelby ramionami. Kopała go, mocowała się z nim, drapała po twarzy, ale wciąż jej nie puszczał. Aloise zemdlała. Vianca klęczała przy niej, zanosząc się histerycznym szlochem. - Madre, och, madre. - Nie możesz tego zrobić, McCallum - syknęła Shelby. - Wrócisz do więzienia. Mam świadków. - Warto będzie wrócić. Poza tym nie posłałabyś ojca swojego dziecka do więzienia. - Ty nie jesteś ojcem Elizabeth. - Siłując się z nim, boleśnie wyrżnęła plecami o ścianę. Płomienie świec zadrżały. Potem świece przewróciły się, a od ognia zajęła się serweta. Shelby osunęła się po ścianie. Ross uderzył jej głową o podłogę. Poczuła straszliwy ból. Starała się zachować przytomność.