— Będzie to dla mnie wielki zaszczyt i będę dumny, że

zmusiłyby go do ponownej dobrowolnej wizyty w tym miejscu. Crocker czekał na niego, więc z budynku wyszli razem. Było już ciemno. Świeże, rześkie powietrze wręcz zapraszało do spaceru. 274 - W porządku? - spytał prawnik. - Niezupełnie. - Matthew zrobił kilka głębokich wdechów, wypchnął z pamięci przykrość związaną z badaniem, po czym wrócił do tego, co nie dawało mu spokoju, odkąd wyszedł z pokoju przesłuchań. - Co, do diabła, ma z tym wspólnego śmierć Karo? - Ba, żebym to ja wiedział! - Przecież odbyła się rozprawa! Wszyscy umieraliśmy ze strachu, żeby koroner nie orzekł samobójstwa. Crocker milczał. - Zapadł werdykt „śmierć z przyczyn nieustalonych", bo nikt nie mógł dojść, dlaczego Karo spadła, ale koroner wykluczył wszelkie matactwa, ani razu nie padło nawet najmniejsze podejrzenie... - Matthew poczuł, że chwyta go za gardło zupełnie nowy rodzaj strachu. - A potem te pytania o Izabelę... - W tym także nie mogę ci pomóc. - Powiedziałem im, że o oskarżeniach Imo dowiedziałem się od http://www.edomkidrewniane.info.pl - Twój mąż? Wyszłaś za mąż? Ku uldze Jodie Lorenzo postąpił krok naprzód i wyciągnął dłoń. Jodie szybko dokonała prezentacji, widząc, jak oczy Lucy rozszerzają się zdumieniem. - Będziecie na przyjęciu u rodziców Johna dziś wieczór? - zapytała. - Bardzo chętnie - odpowiedział Lorenzo gładko, zanim Jodie zdołała się odezwać. - Jeżeli tylko nie będziemy przeszkadzać. Jodie tyle mi opowiadała o swoim domu i przyjaciołach, że nie mogę się już doczekać, żeby ich poznać. - Jestem pewna, że Bill i Sheila będą zachwyceni - Lucy uśmiechała się promiennie. - Powiem im, że was spotkałam. Gdzie się zatrzymaliście, gdyby ktoś pytał? Jodie odpowiedziała niechętnie, a oczy Lucy rozszerzyły się jeszcze bardziej, gdy uświadomiła sobie, co to za miejsce. - No, no, Jodie! To z ciebie światowa kobieta! Jodie czuła, że zaczynają ją palić policzki. - Musimy już iść, ale mam nadzieję, że zobaczymy się wieczorem - odezwał się grzecznie Lorenzo, zanim Jodie zdążyła dać upust swoim uczuciom. - Straszna snobka - poskarżyła się, kiedy Lorenzo otworzył przed nią drzwi auta. - Nie chcę tam iść dziś wieczorem - rzuciła Jodie gwałtownie, jak tylko zapalił silnik. - To nie ma sensu. - Teraz trudno byłoby nie pójść - odpowiedział spokojnie. - Będziemy oczekiwani. Jodie doskonale zdawała sobie sprawę, że powinna być wdzięczna Lorenzowi. Przełożył swoje spotkania, żeby móc tu z nią przyjechać, a ona teraz kaprysi. Lorenzo obserwował profil Jodie. Rozumiał, że perspektywa spotkania z byłym narzeczonym i jego dziewczyną może ją przygnębiać. Dlaczego więc tak bardzo chciała tu przyjechać? A dlaczego on sam nie docisnął gazu, nie pojechał do hotelu i nie zabrał jej do Woch, zanim zmieni zdanie? Kiedy się już tam znajdą, będzie miał przed sobą cały rok... Cały rok na przekonanie jej, żeby z nim została. Bo przecież tego właśnie chciał, czyż nie?

Mick obrzucił Matthew złym spojrzeniem i ruszył w stronę schodów. - Niech tylko coś znowu spróbuje, zaraz krzycz, jasne? - I po chwili powtórzył: - Jasne? - Dobrze. Matthew ruszył w stronę dziewczynek. Sprawdź - Nie rozumiem - powtórzył. A potem cofnął się od szyby i jeszcze raz spojrzał na kobietę, która przez niecałych osiem miesięcy była jego żoną. Osiem miesięcy, tyle co nic. Zaledwie początek. Miał ochotę krzyczeć. Kiedy wrócił do domu, konstabl nadal stał w ciemności. Skinął mu głową, jakby odnotował jego obecność na jakiejś liście, wyraźnie przypomniawszy sobie, kim jest. Izabela wyszła na próg i uprzedziła Matthew, że w domu czeka na niego detektyw. - Jest coś... - zaczęła i urwała, bo drzwi salonu się otworzyły i wyszedł z nich mężczyzna w ciemnym garniturze. - Pan Gardner? - Tak. - Detektyw sierżant Ross z Wydziału Śledczego Policji w