- Weźmiesz setkę Cookseya.

- Hamuj. Dziewiętnaście. - Jezu, staruch. Santos parsknął śmiechem i już w komitywie ruszyli dalej. - Może nie staruch, ale pełnoletni. W przeciwieństwie do ciebie. Poza tym chodzi o coś więcej niż kalendarz. Otworzyła usta, by prosić o wyjaśnienie, ale nie dopuścił jej do głosu. - Gloria, mogę zadać ci pytanie? - Strzelaj. - Dlaczego chcesz się ze mną znowu spotkać? - Dlaczego? - powtórzyła zaskoczona. - Dlatego. - Bo tak ci się podoba? To za mało. Zasępiła się. Nie wiedział, czy jest zła na niego, czy tylko zastanawia się nad odpowiedzią. - Jesteś fajny i... świetnie całujesz - orzekła po głębokim namyśle. Santos zaśmiał się, mile połechtany jej słowami. - Fajny i dobrze całuję! Jestem wzruszony. Doszli do końca falochronu i zawrócili w stronę samochodu. Przez chwilę szli w milczeniu. - Naprawdę chodzisz do niepokalanek? - zapytał, zerkając na jej szkolny strój. - A co, nie wyglądam? - I wszystkie są takie niepokalane, jak ty? - Nie. Ja jestem najgorsza w całej szkole, a już na pewno w mojej klasie. Siostra Marguerita chętnie to potwierdzi. http://www.e-medycynaizdrowie.com.pl/media/ ziemi, ciasno objęte chwytakami. Żaden z nich nie wy- dawał najmniejszego dźwięku, ani niebieska Niania fir- my Mecho-Products, ani mniejsza i lżejsza bladozielona Niania wyprodukowana przez Service Industries, Inc. Trwała zażarta walka. Masywny dziób usiłował dosięgnąć podwozia przeciwnika i uszkodzić delikatny system mo- toryczny. Zielona Niania próbowała przejechać ostrzem wieńczącym jej korpus po migających niespokojnie oczach wroga, których światło odcinało się wyraźnie od metalowej obudowy. Znalazła się w nieco gorszej sytu- acji, ponieważ był to model średniej klasy; drugi robot był znacznie od niej cięższy i lepiej wyposażony. Nie poddawała się jednak, walczyła z olbrzymią determinacją,

powiedzieć, żebym była zaskoczona. - Wątpię, czy mnie jeszcze zechce. Jestem skończoną idiotką. Przyjaciółka się uśmiechnęła. - Wcale nie. Masz dużo szczęścia. I wracasz do Londynu. Alexandrę ogarnęło podniecenie. - Tak. Ale najpierw muszę gdzieś jeszcze wstąpić. Sprawdź materiału, który nadal tkwił we framudze okna. Alexandra przekręciła się na bok i podparła na łokciu. Była piękna i bardzo podniecająca w swojej bezwstydnej nagości. - Cieszę się, że to ty mnie uratowałeś, a nie Thomkinson czy Wimbole. - Ja też. Nie rób tego więcej. - A co, znowu będziesz się ze mną kochał? Niezbyt odstraszająca kara. - Uśmiechnęła się figlarnie. - Wprost przeciwnie. Hrabia zmarszczył brwi, mile połechtany w swej dumie i jednocześnie zirytowany. - To nie była... - O, nie - przerwała mu, potrząsając głową. - Nie zmienię zdania, że jesteś po prostu czarującym łajdakiem. - Hm. - Wyciągnął rękę i wplótł palce w jej długie włosy. - Czarujący, tak? Coraz lepiej. Jeszcze nigdy mnie tak nie nazwałaś.