- Mo¿e nastepnym razem.

robił. Jego ogorzała twarz swiadczyła o tym, ¿e wiele czasu spedza na swie¿ym powietrzu, pracujac na swoim jachcie. - Sto lat, Cahill - powiedział, biorac do reki oszroniona butelke piwa i stukajac nia w szyjke butelki Nicka. - Rzeczywiscie - przyznał Nick. - Znowu jestes w San Francisco. - Chwilowo. - Skoro tak mówisz - prychnał Walt. - Owszem. Wiec co tam masz? - Ciekawe rzeczy. - Walt pociagnał długi łyk ze swojej butelki. -Zacznijmy od dalszej rodziny, to znaczy twoich kuzynostwa. - Cherise? 376 - Nie, od jej brata, Montgomery'ego. - Walt podrapał sie po brodzie, zagladajac do stojacej na stoliku miseczki z orzeszkami. - Niezły numer. - Co z nim? - spytał Nick, czujac nagłe napiecie. Odkad przybył do San Francisco, ani razu nie widział swojego kuzyna. http://www.e-domydrewniane.info.pl Koscistymi palcami bawiła sie wiszacym na jej szyi sznurem pereł. Spojrzała na syna, a potem na Marle i zacisneła usta. - Wezwałam ju¿ Larsa. Zawiezie cie. - Ja sie tym zajme - powiedział Nick, podajac Marli płaszcz przeciwdeszczowy. - Ale Lars rozgrzał ju¿ samochód i... - Powiedziałem, ja sie tym zajme - powtórzył Nick tonem nie znoszacym sprzeciwu. Narzucił zniszczona skórzana kurtke, pomógł Marli wło¿yc długi płaszcz, a nastepnie trzymajac ja silna reka pod łokiec, wyprowadził za drzwi. 229 Weszli na podjazd, gdzie stał jego stary, zniszczony dodge, z którego prawdopodobnie wyciekał olej, benzyna i Bóg wie co

później mogli się czegoś dowiedzieć z innych źródeł, ale nic do mnie nie dotarło. - Obserwowała reakcję Nevady i nagle poczuła wstyd, że kiedyś mu nie zaufała, że nie powiedziała mu o jego dziecku. A wszystko dlatego, że nie czuła się pewnie, że uniosła się dumą i była zazdrosna o Viancę. No i jeszcze gwałt. O tym naprawdę nie była w stanie mu powiedzieć. - Posłuchaj, przepraszam, że o niczym ci nie powiedziałam. Nevada posmutniał i wepchnął ręce do tylnych kieszeni dżinsów. - Teraz to już nieważne. Sprawdź szybko, ale troche nierówno, jakby oszczedzał jedna noge. - Zwariowałes - rzuciła Marla, dyszac, kiedy wybiegli na Jefferson Street. Nieco pózniej, kiedy myslała, ¿e płuca zaraz jej pekna, dotarli w koncu do swiateł. Przebiegli ulice na czerwonym swietle i znalezli sie na tłocznym, hałasliwym Fisherman's Wharf. - Cholera! - Nick splunał, przeszukujac wzrokiem tłum kłebiacy sie na nadbrze¿u. - Zwiał? - Wszedł do któregos ze sklepów albo do restauracji. Chyba. - Albo wsiadł do samochodu. 356