Skrzywiła się, zasypywana pytaniami ze wszystkich stron.

- To wróć ze mną do domu i zostań moją żoną. - Dobrze. Bryce gorąco pocałował Klarę, uświadamiając sobie, że odzyskał ją na całe życie. Nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie naprawdę będą razem. - Hej, ktoś jeszcze chce się nacieszyć Klarą - powiedziała Kat, zbliżając się z Karoliną w ramionach. Dziecko wyciągnęło rączki do dziewczyny i zawołało: - Mama! Kat postawiła je na podłodze, więc podreptało do Klary, a ona zamknęła w objęciach swoją córeczkę. Pomyślała, że normalne życie ma smak raju. EPILOG Pięć lat później - Och, tajny agent nigdy nie wszedłby do takiego budynku - zauważyła Klara, oglądając film w telewizji i podjadając prażoną kukurydzę. - Naprawdę, mamusiu? - spytała Karolina. - Oczywiście, kochanie. Zobacz, wejdzie z prawej strony i... - Zepsujesz nam cały efekt - zauważył Bryce, więc podała mu kukurydzę, by się nie denerwował. - A kto w zeszłym tygodniu zepsuł oglądanie „Na linii ognia"? Bryce uśmiechnął się przepraszająco, odstawił naczynie z kukurydzą i objął żonę, a potem pogładził jej zaokrąglony brzuch. - Oto, co dostałaś za to, że jesteś tajną agentką - szepnął. - Wolę być twoją zwyczajną starą żoną - zażartowała. - Nigdy nie będziesz zwyczajna - zapewnił, całując ją czule. Ciągle gładził jej brzuch. Nie mógł doczekać się ich dziecka. Pragnął, by miało rysy twarzy Klary. http://www.dubajblog.pl/media/ Och, jakie piękne koronki! A ja nie mogę obejrzeć ich z bliska. Zaczęła wachlować się chusteczką. Jeszcze będą z nią kłopoty, pomyślała Alexandra. Nawet jeśli Rose zabłyśnie w towarzystwie jak najjaśniejszy brylant, każdy, kto zobaczy i usłyszy jej matkę, natychmiast ucieknie przerażony. Cóż, zrobi co w jej mocy, ale lord Kilcairn nie powinien oczekiwać za wiele. Karoca zakołysała się i zatrzymała. Lokaj zeskoczył ze swojego miejsca na tyle pojazdu, otworzył drzwi i wysunął schodki. Oczom Alexandry ukazała się Bond Street, pełna sklepów, w których bogacze mogli zaspokoić wszelkie kaprysy. Chodniki nie były zbyt zatłoczone, ale sezon oficjalnie rozpoczynał się dopiero za kilka dni. Oczy przyciągała wspaniała suknia z zielonego jedwabiu, udrapowana na bezgłowym manekinie, stojącym w oknie zakładu krawieckiego. Wywieszka głosiła, że pracownia jest zamknięta. Alexandra przystanęła zaskoczona. - Och, musiała zajść jakaś pomyłka.

Hope prychnęła ze wzgardą. Był tak wdzięczny, że żona ratuje go z opałów, że nie zadawał żadnych pytań. Widziała jednak cień powątpiewania w jego oczach. Uśmiechnęła się do własnego odbicia. Philip był głupcem, słabeuszem bez kręgosłupa, napawał ją niesmakiem. W lustrze mignęła jej sylwetka Glorii, która próbowała przemknąć niezauważona obok na wpół otwartych drzwi matczynej sypialni. - Glorio, to ty? Sprawdź - Przykro nam, chłopcze, że poniosłeś taką stratę - odpowiadali. - Ale my opisujemy sprawy tak, jak je widzimy. Policjanci nie byli ani trochę lepsi, choć z nimi też usiłował rozmawiać. Z początku odnosili się do niego grzecznie, nawet jeśli traktowali go nieco z góry. Cierpliwie tłumaczyli, na czym polega ich praca. Owszem, robią co w ich mocy, ale nie natrafili dotąd na żaden trop. Przesłuchali go, sprawdzili alibi, a potem pozbyli się jak robaka. Usłyszał klasyczne: „Nie dzwoń do nas, my odezwiemy się do ciebie” - i na tym koniec. Lecz Santos nie wybaczyłby sobie, gdyby dał się zbyć tak łatwo. Nie mógł pozwolić, żeby zlekceważyli jego matkę, żeby zamknęli dochodzenie i machnęli ręką, uznawszy, że nie warto się przejmować śmiercią jeszcze jednej dziwki. Przychodził na policję codziennie - przynajmniej raz każdego dnia. Po tygodniu telefonów i wizyt mieli go dość i nie byli już tak uprzejmi. Informacje, których udzielali, były zdawkowe - żadnych śladów, żadnego przełomu w dochodzeniu. Następna ofiara, proszę. Ledwie Lucia spoczęła w grobie, zamknęli sprawę. Nie powiedzieli mu o tym, ale Santos wiedział, że tak właśnie się stało. O pewnych rzeczach nie trzeba mówić, tak są oczywiste. Kto by się przejmował nic nie znaczącą dziwką, prawda? Zanurzył twarz w dłoniach, przed oczami miał cały czas obraz matki. Tak jak wyglądała ostatniego wieczoru. Widział, jak się odwraca do niego na korytarzu i z uśmiechem macha mu ręką na pożegnanie. Nie pocałował jej wtedy. Nie powiedział, że ją kocha. Uważał, że jest na to za duży. Mocno zacisnął powieki. Piekły go oczy, ale nie chciał pozwolić sobie na płacz. Do głowy cisnęły się inne obrazy, koszmary wracające we śnie, z których budził się w nocy spocony i zapłakany. Wizje, w których pojawiała się matka i jej zabójca. Wołała syna, błagała go o pomoc. A potem jej zastygła twarz, znieruchomiałe ciało na noszach... Nie było go przy niej, kiedy najbardziej go potrzebowała. Wyśmiewał się z jej lęków. Robił, co chciał, nie licząc się z jej odczuciami. Nie potrafił zatroszczyć się o jej bezpieczeństwo. A teraz nie żyła. Dręczyły go wyrzuty sumienia. Poczucie winy nie dawało spokoju. To przez niego sprowadziła do domu klienta: musiał ładnie się ubrać do szkoły, chodzić do drogiego lekarza. Zginęła dlatego, że nie było go w domu i nie miał jej kto obronić. Czy pomyślała o nim przed śmiercią? Zadawał sobie to pytanie setki razy. Czy była na niego zła? Czuła się zawiedziona? Łzy dławiły go w gardle. Dlaczego jej nie posłuchał? Dlaczego siedział do późna z Tiną? Przypomniał sobie o dziewczynie dopiero dwa dni po zabójstwie, tylko dlatego że policja kazała mu zrelacjonować minuta po minucie, co robił tamtego wieczoru. Nie znaleźli jej, ale kilku kumpli potwierdziło jego alibi.