- Mógł pan po prostu przyjść i zaczekać na niego, tak jak ja. A nie włazić do środka

- Dziękuję za zaproszenie, Wasza Wysokość. Obawiam się, że nie mogę go przyjąć bez konsultacji z Alice. - Zapytamy ją o zdanie. Bardzo chciał, by z nim pojechała. Wprost nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie zostaną sami, z dala od pałacu. Być może traktował ją jak kolejne wyzwanie. Korciło go, aby odkryć, jaka jest naprawdę. Zresztą było mu wszystko jedno, skąd brało się to zainteresowanie. - A ty? Chciałabyś ze mną jechać? - Chciałabym. Natychmiast wytłumaczyła sobie, że ta chęć wynika z powodów czysto zawodowych. Jadąc z nim, będzie mogła lepiej go poznać, a przy okazji zorientuje się, jak skutecznie działa jego ochrona. Jednak prawda była tak samo prosta jak jej odpowiedź. Miała ogromną ochotę z nim pojechać. - W takim razie jesteśmy umówieni. Uprzedzam, że będziesz zmuszona przetrwać razem ze mną długą i nudną ceremonię otwarcia czegoś tam. - Nie lubi pan nudzić się sam? Roześmiał się i znowu ujął jej rękę. Podniósł ją do ust i właśnie miał pocałować, kiedy z dołu dobiegł szmer głosów. Niezadowolony, chciał sprawdzić, kto im przeszkadza. - Gniew musi aż kipieć! - perorowała Tanya, idąc tak szybko, że reżyser ledwie za nią nadążał. - Julia nie jest bierna. Bez względu na konsekwencje mówi, co czuje. Do diabła, Maurice, umiem to pokazać. Potrafię grać! - Ja wiem, cherie. I wcale nie kwestionuję twojego talentu. Po prostu chodzi o to... - Mademoiselle - odezwał się Edward półgłosem. Bella miała okazję zobaczyć z bliska, jak książę Cordiny uśmiecha się do prawdziwej gwiazdy. Tak ją ta scena poruszyła, że bez namysłu cofnęła rękę i mocno splotła palce obu dłoni. Tanya spojrzała w stronę schodów. Powolnym ruchem odgarnęła z twarzy pasmo jasnych włosów. Nawet Bella musiała uczciwie przyznać, że niewiele kobiet łączy w sobie taką wielką urodę, wdzięki zmysłowość. - Wasza Wysokość - odezwała się swoim niepowtarzalnym, głębokim głosem i schyliła w oficjalnym ukłonie. Potem ruszyła w górę, a Edward wyszedł jej na spotkanie. Kiedy zeszli się w połowie drogi, wyciągnęła rękę i czule dotknęła jego policzka. Potem przyciągnęła go do siebie i pocałowała na powitanie. Bella mocno zacisnęła zęby. - Długo się nie widzieliśmy, Wasza Wysokość. - Zbyt długo. - Edward zamknął jej dłoń. - Czy mi się zdaje, czy jeszcze bardziej wypiękniałaś? Jesteś niesamowita. - To wszystko geny - rzekła niedbale, a patrząc mu w oczy, dodała z uśmiechem: - Na Boga, Edward, jesteś najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego znam. Gdybym nie była tak cyniczna, zaraz bym ci się oświadczyła. - A ja, gdybym się ciebie nie bał, bez wahania przyjąłbym oświadczyny. - Objęli się ze swobodą typową dla starych przyjaciół. - Dobrze cię znowu zobaczyć, Tanyo. Alice wprost nie posiadała się z radości, że zgodziłaś się zagrać w jej sztuce. - Zgodziłam się, bo sztuka jest dobra - powiedziała rzeczowo. - Gdyby była marna, na pewno byś mnie tu nie widział. I nie pomogłoby nawet to, że cię uwielbiam. Twoja bratowa ma talent - pochwaliła, a skinąwszy dyskretnie w stronę Belli, zapytała: - Nowa przyjaciółka? http://www.dobryneurochirurg.pl/media/ - Przestraszyłaś się? Przepraszam, ale i tak wiem, że to, co zrobiłem, jest niewybaczalne. - Nie... To znaczy tak... - Nie wiedziała, która odpowiedź jest bliższa prawdy. Ostatecznie dała za wygraną. - Prawda jest taka, że nikt przed tobą nie wprawił mnie w większe zakłopotanie. - Dziękuję. - To nie był komplement, tylko skarga! - Bello, dzięki Bogu, znowu jesteś sobą. - Śmiejąc się, podniósł jej dłonie do ust. Instynktownie napięła mięśnie, więc natychmiast ją puścił, ale nie przestawał się uśmiechać. – A więc przyjaźń? - Chciałabym... - To znaczy przyjaźń! - Zadowolony, że zdołał przełamać pierwsze lody, oparł się wygodnie o poduszki. Wiedział, że musi być bardzo ostrożny, nim zdecyduje się na następny krok. - Co ci się najbardziej podobało w muzeum? Nie ufała mu. Była wytrawnym graczem i potrafiła w mgnieniu oka rozpoznać blef. - Ogólnie podobała mi się atmosfera tego miejsca. Jeśli zaś chodzi o eksponaty, to zrobiła na mnie wrażenie akwarela twojej prababki. - To jeden z moich ulubionych obrazów. - Uważał, by jej nawet nie musnąć palcem. - Kusiło mnie, żeby go zatrzymać i powiesić we własnym salonie, ale... - wzruszył ramionami - doszedłem do wniosku, że to by było nie fair. - A ty jesteś fair... - szepnęła.

- Zaczekaj. - Przytrzymał ją za rękę. - Skoro już weszliśmy do wody, możemy wyłowić jeszcze kilka muszelek. Ruszyli przed siebie, brodząc po kostki w morskiej pianie. Ciepła woda zmieszana z drobnym piaskiem przyjemnie masowała stopy, łagodna bryza chłodziła twarz. Małe fale rozpływały się szerokimi zakolami, budząc odgłos podobny do głębokiego westchnienia. Bella uparcie wpatrywała się w pomarszczone białe dno. Powtarzała sobie, że w tym spacerze nie ma nic romantycznego. Nie mogła dopuścić, by sytuacja wymknęła się spod kontroli. Linia, po której stąpała, była cienka jak włos i ostra jak krawędź brzytwy. Jeden fałszywy krok mógł doprowadzić do tragedii. W najgorszym przypadku nawet do wojny. - Dzisiejsza uroczystość była wspaniała - powiedziała, szukając neutralnego tematu. - Dziękuję, że mnie wziąłeś. - Zrobiłem to z pobudek egoistycznych. Zależało mi na twoim towarzystwie. Zignorowała te słowa, choć sprawiły jej przyjemność. Sprawdź Mówiła mi to, czego nie mogła powiedzieć nikomu innemu. Tylko ja potrafiłem rozproszyć jej smutek, kiedy płakała, bo o niej plotkowano, bo jakiś mężczyzna ją rozczarował, bo pokłóciła się z mężem, bo najstarszy syn zażądał, żeby przestała przynosić wstyd rodzinie. Liczyła na mnie i dawała mi wszystko, czego tylko chciałem,: żeby się upewnić, że przynajmniej jedna osoba w rodzinie stoi; po jej stronie. Becky zrozumiała, że jest zły na zmarłą. Nietrudno było zrozumieć dlaczego. Księżna traktowała go jak ulubione zwierzątko, a potem z łatwością porzucała dla nowych romansów. - Musiałeś być zrozpaczony, kiedy zginęła. - Przeciwnie, byłem wściekły. Mówiłem jej, żeby tam nie jechała, bo to zbyt niebezpieczne. Ale jego wysokość, jak zawsze, na wszystko się zgodził. Twoje zdrowie, Georgiano! Nie byłaś tchórzem! - Wzniósł toast filiżanką kawy, ale tonem pełnym sarkazmu. Becky zrozumiała, że nigdy nie wybaczył matce zdrady. Może dlatego nie ufał kobietom? Pod maską rozpustnika krył się ktoś dużo wrażliwszy, niż na początku sądziła.