- Najmocniej przepraszam, nie chciałam przeszkadzać, ale nie mogę uspokoić panicza. - Ruchem głowy wskazała Henry'ego, którego trzymała na ręku. - Spał całe popołud¬nie, a niedawno przebudził się i zaczął płakać.

- To jak mu pomóc? - Nie wiem. Nikt nie wie. Musiałby chyba zdarzyć się cud, ale tylko panienka może go sprawić. Nie zmrużyła oka przez całą noc. Biła się z myślami. Co robić, co robić? Jeśli zabierze Henry'ego do Australii, pozbawi chłopca zarówno możliwości dziedziczenia korony, jak i opieki Marka, którego malec pokochał. Czy wybaczy jej to, gdy dorośnie i zrozumie, co utracił? A Mark? Do końca życia pozostanie sam, bez żony, bez dzieci. Sam ze swoim smutkiem i cieniami przeszłości. Może więc powinna zostać? Ale co wtedy? Albo on za-szyje się w Renouys i nie będą się w ogóle spotykać, albo będą się widywać co drugi dzień, przekazując sobie Henry'ego. Każda z tych sytuacji byłaby nie do zniesienia i Tammy chyba by w końcu zwariowała. Dominik miał rację. Zakochała się... I jednocześnie nie miał racji, ponieważ Mark z całą pewnością nie mógł ko¬chać jej. Co robić? W ciągu dnia zadawała sobie to samo pytanie dziesiątki razy, analizowała ciągle obie możliwości i wciąż nie znaj¬dowała odpowiedzi. Mają z Henrym wyjechać czy zostać? W desperacji tuliła, pieściła i całowała siostrzeńca nawet częściej niż zazwyczaj - aż się bała, że lada moment będzie miał dosyć i zacznie protestować. Jemu jednak sprawiało to wyraźną przyjemność, śmiał się i ciągnął ją za włosy, a jej chciało się płakać, ponieważ nagle stało się dla niej jasne, że istnieje jeszcze trzecie rozwiązanie. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym mniej miała wątpliwości. To było jedyne wyjście. Ale na samą myśl o tym czuła rozdzierający ból. Nie mogła tego zrobić. Nie mogła, ale musiała. Była siódma wieczorem. Mark siedział przy biurku w swoim gabinecie, bezskutecznie próbując pracować. Wszystko wydawało się jakieś... inne. Zawsze czuł się tak dobrze w Renouys. Tu mógł się odciąć od wszystkiego, cze¬go nie znosił, a teraz miał wrażenie, jakby jego ulubione miejsce ziało chłodem. Było tu nieprzyjemnie pusto i cicho. Mógłby zadzwonić do przyjaciół. Miał tylu znajomych, wyśmienite towarzystwo. Wystarczyłoby przecież parę te¬lefonów i w ciągu godziny Renouys zatętniłoby życiem. Al-bo mógłby sam wpaść do kogoś, potem odwiedzić któryś z ekskluzywnych lokali. Tylko po co? Nagle dawne rozryw¬ki straciły dla niego cały urok. Lepiej zrobi, biorąc się do pracy. Wystarczyło jednak, by jego wzrok padł na monitor z planem systemu kanałów nawadniających, a natychmiast zaczynał myśleć o Henrym, a skoro o nim, to i o... Nie. Niech ona siedzi w zamku, zajmuje się swoim sio¬strzeńcem i swoimi ukochanymi drzewami. Sama. Zerknął na zegarek. Według jej zwariowanego planu powinien teraz przejąć opiekę nad Henrym. Owszem, zajmie się chłopcem, gdy naprawdę zajdzie taka potrzeba, ale na pewno nie co drugi dzień! A jednak tak bardzo chciałby ją zobaczyć... Puścił wo¬dze fantazji. Gdyby przyjechała, weszła do gabinetu, padła mu w ramiona... Dokładnie w tym momencie dobiegł go odgłos nadjeż¬dżającego samochodu. Zerwał się z krzesła i naraz uprzy¬tomnił sobie, jak głupio się zachowuje. Usiadł z powrotem. To mógł być właściwie każdy, z listonoszem włącznie. http://www.diagnosta.com.pl/media/ języków, jakoś udało mu się porozumieć z mieszkanką nieznanej planety. To, czego się od niej dowiedział, zdumiało go. Okazało się, że kiedyś przepowiedziano jej, iż spotka kogoś spoza planety i ten ktoś odegra ważną rolę w jej Przeistoczeniu. A ich spotkanie nastąpiło właśnie w okresie jej Przeistoczenia... - Na czym polega to przeistoczenie? - zapytał Mały Książę. Róża znowu na chwilę popadła w zadumę. - Przeistoczenie to pewien szczególny okres w życiu każdej dziewczyny na tej planecie. To oczekiwanie, że jakiś książę odkryje ją dla siebie i nada jej swoje imię, które dodane do imienia, jakie ona już posiada, tworzy ją na nowo... Nikt nie wie, jak długo może trwać Przeistoczenie, więc czasem niektóre dziewczęta...- Stają się Smutną Dziewczyną? - domyślił się Mały Książę. - Ale większość z nich żyje w miłym napięciu oczekiwania, by ktoś zwrócił uwagę nie tylko na ich piękno, lecz odkrył je prawdziwe. A kiedy uwierzą w imię, jakie ktoś im nada - Rozkwitają... - I z pąka stają się kwiatami - dokończył Mały Książę. - Raczej z pączka stają się pełnym pąkiem. Ale to nie wszystko.

Pijak nie odpowiedział. Wyciągnął rękę po kolejną pełną butelkę, lecz zatrzymał ją w połowie drogi, a potem ją cofnął. - Pomyślę o tym... - usłyszał Mały Książę chyba już mniej ponury głos Pijaka. Mały Książę powoli wstał, a następnie pochylił twarz nad Różą i zamknął oczy. Mały Książę nie zdziwił się, kiedy Bankier nawet nie podniósł głowy na powitanie. Zauważył i tym razem, że odłożony na chwilę papieros Bankiera sam zgasł. Bankier jak zwykle był bowiem zajęty swoimi obliczeniami. Sprawdź W pośpiechu odparł, że ważne są tylko te chwile, na które się czeka... - A co sądzi Pijak i Badacz Łańcuchów? - Mały Książę chciał poznać zdanie kolejnych przyjaciół. - Pijak nie odpowiedział mi wprost - odrzekła Róża - ale prosił, by ci powiedzieć, że oceniając lub przywiązując się do kogoś masz pomyśleć, co byłby ten ktoś wart, gdyby nie stanowisko, jakie zajmuje. Zaś Badacz Łańcuchów uważa, że życie to ciągłe pragnienia. Im mniej ich w nas jest, tym mniej w nas życia... - Czy jeśli wybierzemy się w Nieznany Czas, będziemy w nim tacy sami jak teraz? - Nie wiem... - głos Róży był przesycony niepewnością, lecz pozbawioną lęku. - Nie wiem nawet, czy będziemy chcieli wrócić... Nie wiem również, kim będę w Nieznanym Czasie... - Jeśli się nie wybierzemy, będziemy tęsknić za Nieznanym... - stwierdził w zamyśleniu Mały Książę i czule przytulił Różę do siebie. - A czy już nie tęsknimy?... - westchnęła Róża wtulając się w dłonie Małego Księcia. Kochani Przyjaciele! W tym miejscu skończył się maszynopis. Brakujących kartek dotąd nie znalazłem, chociaż szukałem ich bardzo długo i bardzo dokładnie. Wciąż ich szukam. Widocznie wiatr porwał je bardzo daleko albo