Walkerze i zaczęły ją piec oczy. Nie chciała, się rozpłakać.

nie blado i ledwo trzymali się na nogach. Burze się skończyły, ale niebo wciąż było zachmurzone, a pasy startowe mokre od deszczu. Wokół samolotu uwijali się ludzie w pomarańczowych kurtkach. Ładowali bagaże do luku. Rainie widziała przez okno, jak wydają sobie jakieś polecenia, ale nie słyszała ani słowa. Kimberly usiadła przy samym oknie i prawie natychmiast zasnęła. Rainie zajmowała środkowy fotel. Quincy siedział po prawej stronie, z nierucho¬ mą, martwą twarzą. Rainie jeden raz dotknęła jego dłoni, ale ją odsunął Drugi raz nie próbowała. - Kiedy zmarła moja matka, znienawidziłem ojca - powiedział. - Dlaczego umarła? - Zawał. Miała zaledwie trzydzieści cztery lata. Nikt się nie spodzie¬ wał. - To chyba nie była wina twojego ojca? - Byłem jeszcze chłopcem. Uważałem, że ojciec może wszystko, więc uznałem, że to on jest wszystkiemu winien. Wielokrotnie pytałem go, dla¬ czego zmarła. Zawsze odpowiadał tak samo: Bo umarła. - Zdarza się - stwierdziła Rainie. - Można tak powiedzieć. Dopiero po latach zrozumiałem, że była jedyna dobra odpowiedź. Czasami różne rzeczy dzieją się bez konkretnego http://www.diagnosta.com.pl - Tak! - I chociaż to było okropne, teraz wszystko potoczyło się o wiele szybciej. W końcu na samym skraju złomowiska znaleźli ciemnozielony wrak. Góra metalu nie przypominała już samochodu. Tył wozu odcięto i prawdopodobnie zespawano z przodem jakiegoś innego w gabinecie samochodowego doktora Frankensteina. Explorer nie miał już drzwi, przednich foteli ani kół. Przypominał rybi łeb ze szkieletem. - Straszne - mruknął Amity. - Nie traćmy czasu. - Słusznie. Amity rozłożył swoje narzędzia. Z dumą wyciągnął dwie pary rękawi¬ czek lateksowych, chociaż -jak pomyślała Rainie - było już trochę za późno na zabezpieczanie śladów. Miał też scyzoryk, śrubokręt, klucz francuski i -

głosu. - Rusz się! Uciekaj! Ale ostrzeżenie to nie wydostało się z jej ust. Gardło ją paliło, samochód wirował. Boże! Nigdy nie czuła takiego bólu! Pomóż mi... Pomóż mi! Rękami chwyciła się za brzuch. Przepraszam... Przepraszam. Przepraszam! Phil de Beers podniósł drżącą rękę. Usiłował odbezpieczyć broń. Ale nie mógł. Ręka mu opadła... Sprawdź zarezerwowanym wyłącznie dla adwokatów uścisnął ją miażdżącym uściskiem. - Detektyw Kincaid - mruknął. 116 Rainie zwróciła się do jego kolegi, drobnego mężczyzny o intensywnie niebieskich oczach. - Albright - przedstawił się, uścisnął jej dłoń i przyjrzał się dokładniej. Rainie uznała, że to on tu dowodzi. Cro-Magnon odwalał brudną robotę, a mniejszy i mniej groźny facet robił świetne notatki. - Na czym skończyliśmy? - spytała Rainie, siadając na łóżku, jakby miała do tego pełne prawo. Na ustach stojącej w drzwiach agentki specjalnej Rodman pojawił się lekki uśmiech. - Próbujemy ustalić alibi...