zaginionych. Sprawdzają. Jonas pomyślał o swojej córce. Ma dopiero dwanaście lat, ciągle taka niewinna. Umarłby, gdyby stracił Maren, a gdyby ktoś celowo odebrał jej życie... Poczuł smak żółci w ustach i ponownie skupił się na tym, co miał przed sobą. Zrobiono już zdjęcia, zmierzono temperaturę zwłok; można było zabrać ciała. Poruszyć je. A Jonas wiedział, miał lodowatą pewność, co znajdą, gdy przewrócą je na plecy. O Matko Boska. – Coś ci to przypomina? – zapytał niski głos. Odwrócił się i zobaczył detektywa Andrew Bledsoe. Wyprostował się, skinął głową. – Bliźniaczki Caldwell. – Czy to nie zbieg okoliczności, że nasz przyjaciel Bentz akurat wrócił do Los Angeles? – Nie wiadomo, jakim cudem Bledsoe zdobył się na krzywy uśmieszek, jakby bliźniaczki zawsze były tylko zwłokami, kolejną zagadką do rozwiązania. Martinez zmarszczyła brwi, zacisnęła usta. Spojrzała na Bledsoe z gniewem w ciemnych oczach. – Po co tu przyjechałeś? Choć miał już po pięćdziesiątce, należał do tych mężczyzn, którzy zawsze wyglądają młodziej. Wysoki i w miarę szczupły, dbał o równomierną opaleniznę i starannie zaczesywał ciemne włosy do tyłu. Zazwyczaj nosił garnitury szyte na miarę, a jego spojrzeniu niewiele mogło umknąć. Był dobrym policjantem. I dupkiem. http://www.cm-uj.pl przystanek. – O cholera. Skręcił gwałtownie na parking przed centrum handlowym i zaparkował na pierwszym wolnym miejscu, przeznaczonym, jak głosiła tabliczka, wyłącznie dla gości sklepu. Autobus otworzył drzwi. Dwóch roześmianych nastolatków ze słuchawkami w uszach wskoczyło do środka z deskorolkami pod pachą. Bentz wyskoczył z wozu i rzucił się przez jezdnię. Znikła. Kobiety w żółtej sukience nigdzie nie było widać. Drzwi autobusu się zamknęły, kierowca włączył kierunkowskaz na znak, że włączy się do ruchu. – Nie! – Bentz wybiegł na ulice, kusztykał na obolałej nodze w ślad za pojazdem. Dopadł do przystanku w tej samej chwili, gdy autobus odjeżdżał w tumanie kurzu. Była w nim?
– Cholera. Zdeterminowana po raz kolejny rozejrzała się wokół i jej wzrok zatrzymał się na albumie. Oprawiony w sztuczną skórę, pełen zdjęć, wycinków z gazet, foliowych przekładek. Był zbyt gruby, by go przeciągnęła między prętami. Co nie znaczy, że nie może go podrzeć i jakoś wykorzystać poszczególnych stron. Z sercem na ramieniu wyciągnęła rękę po album. Musnęła go palcami. Przywarła barkami do Sprawdź Bentz zerknął na zegarek. Dziesięć po siódmej. Do sali od pięciu minut nikt nie wszedł. A zatem Fernando nie przyjdzie. Znowu. – Cholera. – Bentz dopił resztę coli, obserwując, jak ćma uderza o klosz, i już miał wyrzucić pustą butelkę, gdy zobaczył, jak ktoś biegnie wśród mgły. Mężczyzna, stwierdził. Minął salę gimnastyczną i na ukos przecinał wielki trawnik. Bentz znieruchomiał. Wytężył wzrok. Biegacz zwolnił, a Bentz rozpoznał Fernanda Valdeza. Mały dupek jednak się pokazał. Mam cię, pomyślał Bentz. Poczuł, że serce bije mu szybciej. Wreszcie. Coś zaczyna iść po jego myśli! Nie odrywając wzroku od chłopaka, Bentz ukrył się w załomie schodów. Co chwila wyglądał, by się upewnić, że dzieciak idzie w tę stronę. Musi poczekać, aż znajdzie się wystarczająco blisko, nie chciał go spłoszyć. Fernando dyszał ciężko, biegł, jakby gonił go sam diabeł, był zlany potem. Zbliżał się.