wchodzącej Pii.

tonem. – Po co te tajemnice? Czyżbyś sądził, że nie chcemy cię tu widzieć? – zakończyła z żartobliwą przyganą. – Nie, nie, zupełnie nie o to mi chodziło – tłumaczył się Jack, wyraźnie spięty i speszony. – Nie byłem pewien, czy o tej porze, tak późno, jeszcze cokolwiek znajdę, a nie chciałem, żeby Madison i J.T. przeżyli rozczarowanie. Poza tym wiesz, jak lubię niespodzianki. – No cóż, Barbara znalazła wspaniały dom niedaleko od nas. – Mówiła mi. To świetnie. Nie masz nic przeciwko temu? Lucy odrzuciła na bok garść suchych liści i otarła czoło, czując, że zbliża się ból głowy. Poranne przebudzenie, widok Sebastiana przy jej łóżku, jego pocałunki, awantura z córką – to było zbyt wiele naraz. A dzień dopiero się zaczął. Wolała nawet się nie zastanawiać, co jeszcze może jej przynieść. W każdym razie od kilku dni nie miał miejsca żaden dziwny incydent. Może prześladowca wystraszył się obecności Sebastiana? Oby tak było, pomyślała Lucy z nadzieją. – Wiesz przecież, Jack, że zawsze jesteś tu mile widziany. Dzieci będą zachwycone twoim przyjazdem. http://www.blatygranitowe.org.pl/media/ by nie pozostawić swych linii papilarnych. – Szkoda, że on nie zginął w tym wodospadzie – powiedziała głośno. – Tak by było lepiej. Owinęła rękę ścierką do naczyń i wsunęła karteczkę między kwiaty. – Jakie to romantyczne – uśmiechnęła się. Gdy już poranny przypływ adrenaliny minął, Lucy zadzwoniła do teścia. W jednej ręce trzymała telefon, a drugą ścinała lilie przed stodołą. – Jack? Witaj. Tu Lucy. Dlaczego mi nie powiedziałeś, że przysyłasz tu Barbarę, żeby znalazła ci dom? Mogłam jej w tym pomóc, a przynajmniej zaprosić na kolację! – powiedziała pogodnym tonem. – Po co te tajemnice?

Bukiet był związany sznurkiem. W środku znajdowała się jakaś karteczka. Lucy wyjęła ją ostrożnie i rozprostowała. Lucy, Kocham cię z całego serca. Na zawsze twój, Colin Sprawdź oferty. Była to długa i żmudna praca, wymagająca wielu obliczeń i sprawdzenia wszystkich szczegółów dotyczących transportu, wyżywienia, zakwaterowania i planów awaryjnych. W niczym nie wolno było zdawać się na przypadek. Podróż do Kostaryki na pewno miała więcej sensu niż wyprawa do Wyomingu na spotkanie z Sebastianem Redwingiem. J.T. rękami nagarniał ziemię do puszki, którą wcześniej wyjął z kosza na śmieci. – Chcemy iść na ryby i potrzeba nam mnóstwo robaków. Chcesz zobaczyć? Lucy niepewnie zerknęła na wijącą się zawartość puszki. – Fantastyczne. Ale nie odchodźcie za daleko od domu i nie zbliżajcie się do wodospadu.