stolika. - Nie mogę długo tu zostać.

Z pewnym wahaniem ktoś z pełną kulturą zastukał w drzwi. - Kto tam? - cienkim szyderczym głosem zapytała Orsana. - Otwórzcie! - naiwnie zażądali łożniaki g¬łosem doradcy. - Sami otwórzcie! - zjadliwie zaproponował Len, wygodniej chwytając miecz. Gnomi miecz prawie że syczał w rękach nowego właściciela, ale stalowy chwyt uniemożliwiał powrót do dawnego właściciela. (?) - Nie przeciągajcie swojej śmierci,- doszło do nas zza drzwi. – I tak stamtąd nie wyjdziecie, zbędziecie zdychać z pragnienia i głodu, a to nawet idzie nam na rękę! - Całe życie to uciekanie od śmierci,- filozoficznie wzruszył ramionami Rolar. – Spadaj, chodząca padlino. Tu nie burdel, żeby ci otworzyli po jednym pukaniu. Metamorfy umilkł, myśląc nad następnym zdaniem. - Gdybym nie wiedział, że to siły nieczyste, to bym myślał, że za drzwiami stoi przyzwoity wampir, nie na żarty rozgniewany niedawną rozmową z krnąbrnym ludem – ze zdumieniem powiedział Len i nieoczekiwanie z całej siły wbił niesforny miecz aż po samą rękojeść i z taką samą szybkością go wyciągnął. Na rysie pośrodku ostrza widniała krew, a po tamtej stronie drzwi ktoś z chrypieniem osuwał się na ziemię. Mieliśmy wielką nadzieję, że to był doradca, jednak nie był aż tak głupi, by podsłuchiwać przy samych drewnianych drzwiach. - Hej, wy! - znów zaprowadził który zbrzydł głos. – Potrzebujemy tylko Władców, pozostali mogą iść sobie na cztery strony świata! - Idźcie do leszego, panie doradco, tam pana od dawna oczekują,- zaklęła Orsana i, pomyślawszy, zjadliwie dodała: - Bądźcie tak uprzejmi, i nie zabierajcie wojsk - właśnie dyskutujemy nad taktyką pogromu waszego żałosnego wojska. Drzwi zahuczały - doradca w gniewie kopnął je nogą. Słyszeliśmy jak odchodzi dając w między czasie wskazówki na temat wyglądu tarana. - Daremny trud. -- rozprostowałam palce. – Nie tak łatwo pokonać te drzwi i bez mojego zaklęcia. Ale na wszelki wypadek... tak będzie lepiej. Co mamy na posiedzeniu wojennej narady? Będziemy brać jeńców czy ograniczymy się do grabieży i ogólnej rzezi? Dobra, a co mamy z nią zrobić? - Ona nie jest metamorfem. - Orsana z jawnym rozczarowaniem kiwnęła na szary nalot żuczkojada, który opadł na włosy i ramiona Lereeny. - Dawajcie oddamy ją wspólnikom - łożniakom, a nuż się udławią! - Udowodnij najpierw, że to nie są twoi wspólnicy, - odburknęła Lereena. -- Rollearren, Ar′akk - tur, terr kve rell′ast? Terr? Tak, nie wierzymy! - jednogłośnie stwierdziły wampiry. Lereena zmierzyła ich druzgocącym, ale niestety, mało efektywnym spojrzeniem. Od tego nie przybyło nam do niej zaufania. Widząc, że wszystkie argumenty będą bezużyteczne, rozdrażniona Władczyni wyrwała swoją rękę od Rolara, odeszła na bok i przysiadła na skraju ołtarza bokiem do nas i drzwi – niby, że myślcie i róbcie co chcecie, mam to wszystko gdzieś. Prawdę mówiąc odetchnęłam z ulgą. Obecność Lereeny denerwowała nie mnie tylko, gdy tylko odeszło napięcie trochę się rozładowało i zrobiliśmy się bardziej żwawi i zwarci. - Podsadź mnie! - Orsana wskazała Rolarowi prawe skrzydło drzwi, nad którymi w wysokości sześciu łokci był mały słoneczny lufcik. Wampir podstawił jej złączone ręce i z ich pomocą Najemniczka delikatnie wskoczyła na belkę. Przylgnęła twarzą do belki, gdzie widniała dziura. - Co oni tam robią? – szybko zapytałam. - Nic. Stoją. Doradcy nie widać - z pewnością, osobiście bierze udział w budowie tarana. -- Orsana przestąpiła z nogi na nogę, wygodniej usadawiając się na belce. -- Oż ty, ile łożniaków – przynajmniej pięciuset i wszyscy z mieczami! Skąd w środku miasta pojawił się tak duże wojsko i dlaczego nie wzbudziło podejrzeń? http://www.blatygranitowe.org.pl - Przestań. - Co mam przestać, gwiazdo? - Używać takich wyrazów. - Jak „pierdolić gwiazdę"? - Christopher, proszę! - Lizzie wywinęła się spod niego. - Dokąd to, pierdolona gwiazdo? - Gdziekolwiek byle z tego łóżka. - O, nie! Nic z tego, moja mała niedoruchana celebrytko! Obrócił się na bok, zagradzając jej drogę, a kiedy próbowała wydostać się drugą stroną, chwycił ją za ramiona i unieruchomił. - To nie jest zabawne - stwierdziła, patrząc na niego

swoje raporty dla tych, którzy mu płacą, po czym wbili mu tę prawdę do głowy paroma kopniakami. Kurując się później w domu z ran za pomocą mocnego drinka, Novak doszedł do wniosku, że warto uświadomić temu galantowi Allbeury'emu, z jakimi ludźmi ma do czynienia. Zadzwonił więc do Sprawdź - Jesteś Nadworną Wiedźmą, więc dlaczego ich od razu nie załatwiłaś? - ze złością rzucił Rolar, znów usadawiając się na podłodze obok naszego łóżka. - Nie bój się, wiedząc czego szukać, w mig bym to znalazła. Przeczytałabym kilka zaklęć, wzięła włosy, łyżkę krwi do analizy, i wszystko by się wydało! Nie są zdolni regenerować się tak szybko jak wampiry, bo giną od jednego poważnego zranienia. -- powiodłam palcem po purpurowej szramie, która została w miejscu wyrwanego sztyletu. Rolar, wzdrygnął się, odsunął i narzucił na siebie koszulę. - No dobrze, przypuśćmy - nerwowo zgodził się. – ale dlaczego nie czekali na posłów a wyjechali im na przeciw? Jedna sprawa - zastać znienacka uzbrojony oddział, chroniący Władcę, czujny w najwyższym stopniu, a zupełnie inaczej - wyśledzić wampiry pojedynczo, przed drzwiami własnych domów, kiedy nie spodziewają się napadu. Na to akurat mogłam odpowiedzieć: - Myślę, że prze “idiotyczne zasady” Lena, jak wyraziła się Lereena. W odróżnieniu od niej, on nie chełpił się tytułem Władcy i nie brzydził się przyjacielskich rozmów z poddanymi. Na oficjalnych spotkaniach nie miał możliwości, lecz przez tydzień podróży mógł zaprzyjaźnić się z ambasadorami i w razie zamiany od razu poczułby fałsz. Łożniak może zawładnąć cudzym ciałem i nawet otrzymać dostęp do jego pamięci - uczyli nas na nekromancji badać trupy, one bez pomocy wszystko pamiętają – ale nadal myśli u niego będą zupełnie różne! Jeżeliby skryli myśli od Władcy całkowicie, to wywołałoby to jeszcze większe podejrzenia. Znaczy, że albo je podrabiają, albo dokładnie sortują. W każdym razie będą wyraźnie odróżniać się od dawnych. - Wszystko jedno, ale cos tu się nie klei. - pokręciła głową Orsana. – Nie chcieli podmieniać Władcy wtedy, to po co był im teraz potrzebny, jeżeli jego magiczne i telepatyczne zdolności są zablokowane? - By przeciągnąć czas. Pseudo władca może kilka tygodni, ba, i miesięcy pudrować móżdżek Radzie i mieszkańcom Dogewy, uchylając się od swoich obowiązków pod pretekstem zmęczenia lub migreny, a łożniaki tymczasem zdążą rozpłodzić się w takiej ilości, że staną się bardziej groźni niż wszystkie zjednoczone Rasy razem wzięte. Tss! Wstrzymaliśmy oddech. Uprzedzający sygnał osłony usłyszałam sama, lecz głośne kroki odróżniła nawet Orsana. Ktoś powoli przeszedł obok domu, nie zatrzymując się i umyślnie szurając butami z cholewami. - Szydzi, łajdak. - z nienawiścią zasyczał wampir. -- Napomyka, że nie możemy stąd wyjść. Może, wyjdę i zwrócę mu sztylet? Jeżeli to prawdziwy wampir, to wyciągnę i przeproszę... - Nie wygłupiaj się. On tam niejeden. Mówiłam nie na chybił trafił. Leszy wie skąd, lecz wiedziałam, że poza zasięgiem strażniczej osłony wokół domu krążą minimum pięć wampirów. I wampiry? - Nie ma co ich prowokować. Obrzęd przeprowadzę w każdym wypadku, przecież to jedyna możliwość zwrócić Lena. A po wszystkim się stąd zmyjemy. Lereena powiedziała, że Krąg znajduje się w jakiejś świątyni, gdzie to jest? Rolar kiwnął na okno, za którym wznosiło się coś ciemnego i imponującego.