myśli, że morderstwo jest łatwe, na pewno sam tego nie próbował. Pogrzebał w kieszeniach i wydobył celofanową torebkę z lekarstwami. Rozerwał ją, połknął cztery ziołowe pigułki, jedną po drugiej, i popił szklanką wody. Kofeina trochę rozjaśniła mu w głowie, ale potrzebował czegoś na wzmocnienie. Tyle już zrobił, tyle jeszcze zostało do zrobienia. W nocy o mało wszystkiego nie spartaczył. Kiedy Lorraine Conner wreszcie wróciła do domu wyglądała na wykończoną. Nie przyszło mu do głowy, że się obudzi. Już myślał, że bezpiecznie dotarł z sypialni na werandę, gdy zerwała się z krzykiem z sofy. Do diabła, ledwo zdążył uskoczyć w mrok. Chciał ukryć się w lesie, ale coś w ruchach Rainie go zmroziło. Zachowywała się nienaturalnie, dziwnie, jakby patrzyła na rzeczy, których nie było. Chwilę później zrozumiał. Wciąż śpiąc, goniła za zjawą ze swoich koszmarów. Może to on coś w niej rozbudził. Może w nocy zamieniała się w szalejącą lunatyczkę. Nie miał pojęcia. Przyczaił się w swojej kryjówce i postanowił przeczekać. Po pewnym czasie wróciła do domu. Nagle zrobiło mu się wesoło. Roześmiał się, wydając z siebie piskliwy, histeryczny dźwięk, jaki słyszy się czasem w filmach. Będzie musiał się pilnować. Nie może stracić nad sobą kontroli. Jeszcze nie. W końcu dzisiaj był pogrzeb. A potem. http://www.betondekoracyjny.net.pl – Ten gówniarz zabił moją córkę, a wy nie chcecie go zamknąć. Myślicie, że nie wiem? Myślicie, że wszyscy w Bakersville nie wiedzą? Zabił nasze dziewczynki, a wy go chronicie. Zastrzelił je, a wy próbujecie go uniewinnić. – George, George. – Pani Walker położyła maleńką dłoń na ramieniu męża, jakby mogła go powstrzymać. Rzuciła Rainie błagalne spojrzenie. – Przepraszam – szepnęła Rainie. – Przepraszam! Nawet nie przyszłaś do nas. Nasze dzieci zamordowano z zimną krwią, a ty nawet nie złożyłaś kondolencji! – George, twoje serce. George... – Panie Walker – spróbował Quincy. – Ile razy byłaś u O’Gradych? Ile razy odwiedzałaś tego gówniarza? Moja mała, moja mała. Moja córeczka. Zabił ją, a ciebie to nic nie obchodzi. – Pracujemy... bardzo intensywnie, panie Walker...
zamkniętych drzwi żałosne jęki. Umierająca płakała, prosiła wody, ale na próżno, Jesichin nie mógł oderwać się od obrazu. Kiedy wreszcie wyłamano drzwi, dziewczynka już nie żyła, a Jesichin nawet na nią nie patrzył – wciąż poprawiał coś na płótnie. Córkę odwieziono na cmentarz, ojca – do domu wariatów. A obraz, chociaż niedokończony, wystawiono pod tytułem La mort triomphante10 na Salonie Paryskim, gdzie otrzymał złoty medal. – Rozum ojcowski nie wytrzymał smutku i wzniósł sobie zaporę w postaci twórczości – Sprawdź Czas się cofnął. Rainie nie mogła go powstrzymać. Wpadła do kuchni i zaczęła przetrząsać szufladę z nożami. Znowu miała siedemnaście lat i właśnie wróciła ze szkoły. Przestań, przestań, przestań. To niemożliwe. Strzelba przecież trafiła do policyjnego magazynu w Portland. Ona, Rainie, sprawdziła. Upewniła się, że już nigdy tego cholerstwa nie zobaczy. Chwyciła pierwszy lepszy nóż – mały nożyk do obierania owoców – i wrzasnęła dziko: – Wyłaź, draniu! Nikt nie odpowiedział. Nawet sowy milczały, a tymczasem jej matka leżała z odstrzeloną głową w salonie i... O Boże, co tam jest na suficie? O Boże, co na mnie kapie? – Kim jesteś? Kim, kurwa jesteś? Wyłaź, żebym cię mogła zobaczyć! Wpadła po kolei do obu sypialni. Nikogo. Szarpnęła za drzwi łazienki. Pusta. Wybiegła na werandę, starając się nie patrzeć w stronę strzelby, ale oczywiście nie potrafiła się powstrzymać. Czas chwycił Rainie za gardło i ciągnął ją w otchłań przeszłości.