Obaj mieli na sobie marynarki i ciemne okulary, niczym czarne

dwoje! – Nie, nieprawda! Nie masz szans! Ty...! Nacisnął spust. Mózg wraz z krwią rozprysł się na drewnianym wezgłowiu i ochlapał ładną tapetę w różyczki. John wstał i spojrzał na pobojowisko. – Dobranoc, Sylwio – mruknął, a potem odwrócił się i ruszył przed siebie w poszukiwaniu Julianny. CZĘŚĆ PIERWSZA KATE I RICHARD ROZDZIAŁ PIERWSZY Mandeville, stan Luizjana, sylwester 1998 We wszystkich oknach rezydencji Kate i Richarda Ryanów, położonej w Mandeville przy Lakeshore Drive, paliły się światła. Wybudowano ją niemal sto lat temu, w czasachgdy Południowcy cenili sobie wygodne życie, muzyka nadawana przez MTV nie zawładnęła jeszcze młodzieżą, amerykańska rodzina nie wpadła w permanentny kryzys, politycy nie zdradzali bezkarnie żon, a wieczorne wiadomości nie serwowały na kolację szczegółowych opisów kolejnych potwornych zbrodni. Dom, z dwupoziomową zewnętrzną galerią i przeszklonymi drzwiami, świadczył o dużej zamożności i statusie społecznym właścicieli. http://www.badaniagier.pl Ujął jej dłoń i podniósł ją do ust. Burza przybierała na sile. Mieli dużo pracy. Laura, ubrana w dżinsy i bluzę od dresu, pomagała Richardowi i Deweyowi zabezpieczyć ogród i stajnię. Dewey przyholował vana do domu i wprowadził go do garażu. Richard nakarmił i oporządził konie. Mieli szczęście, że dom stał wysoko na wzgórzu. Do nich woda dotrze w ostatniej kolejności. Najpierw musiałaby zalać całe miasteczko. Richard oznajmił Laurze, że ona i Kelly powinny się spakować. Laura jednak grała na zwłokę. Cały czas znajdowała sobie jakieś pilne zajęcie. Nie chciała wyjechać bez niego. A on nie zamierzał się nigdzie ruszać. Dlatego przygotowała się na przeczekanie huraganu na

Nie wstydził się przyznać, że Malinda go pociąga, ale... miał dość rozumu, by wiedzieć, że to nie w porządku. Tak bardzo się różnili. Ona była diamentem, on bryłką węgla. Ona schludna aż do obsesji, on - no, cóż - bałaganiarz. On nosił sportowe bluzy i dżinsy, Sprawdź cisza. Dopiero kiedy zajechali przed dom Brannanów, z tylnego siedzenia rozległo się głębokie westchnienie. Na ganku stał Jack. Na jego twarzy malowała się taka złość, że Malinda zapragnęła zawrócić i uwieźć chłopców z powrotem. Wiedziała jednak, że to nic nie da. Zawinili i muszą ponieść konsekwencje. Chłopcy ze spuszczonymi głowami stanęli przy samochodzie. Tylko nieświadomy niczego Patryk podbiegł do ojca i przytulił mu się do nóg. Ten gest momentalnie rozbroił Jacka. Wziął Patryka na ręce i mocno przycisnął do piersi. Malinda zauważyła, jak nerwowo drga mu grdyka.