- No to już. Na co czekacie. Nie wiem jak reszta,

miał Nikos. Carrie dała mu go z własnej woli! - Oddaj mi paszport Danny'ego - zażądała, zbiegając po trapie. - Natychmiast! - Jadę do domu - powiedział, jakby nie usłyszał, co do niego mówiła. - Ty zrobisz, jak będziesz chciała. Carrie patrzyła z niedowierzaniem, jak idzie przez płytę lotniska do samochodu. Zrobiło jej się niedobrze, gdy sobie pomyślała, że Danny za chwilę odjedzie w niewiadomym kierunku, że ona pewnie już nigdy go nie zobaczy. Chwyciła paszport, zarzuciła torbę na ramię i pobiegła za Nikosem. Znów nie miała innego wyjścia. Carrie wyglądała przez okno. Wprawdzie było już bardzo późno, ale na krętych uliczkach miasta panował spory ruch. Nigdy jeszcze nie była na Korfu, wiedziała tylko, że turyści chętnie odwiedzają tę grecką wyspę. Na pewno jest tu także wielu Brytyjczyków. Gdyby tylko zdołała jakoś wyrwać Danny'ego z rak tego podłego Greka, bez wątpienia znalazłby się ktoś, kogo mogłaby poprosić http://www.auta4x4.com.pl - Tego przecież chciałaś? - upewnił się zdławionym głosem. - Żeby Laura miała dom? Podniosła na niego pełne łez oczy. - Tak, tego chciałam. Ale to ty miałeś stworzyć jej dom. Ty miałeś ją kochać. Ty, nikt inny - szlochała. - Nie mogę, Maggie. Sam nie dam sobie rady. Potrzebuję ciebie... Potrzebuję cię. Wyjdź za mnie. Razem stworzymy Laurze dom. Nauczysz mnie, co to znaczy kochać. - Och, Ash... - Maggie na moment zaniemówiła. - Naprawdę? Naprawdę chcesz ją zatrzymać? - Taki mam plan. - Otarł jej łzy. - Musimy jednak pamiętać, że są jacyś krewni. Mogą się o nią upomnieć.

obiedzie. - I akurat w czasie, gdy już wcale nie musiałam tak desperacko starać się o wydanie tej książki, kiedy miałam dostatecznie dużo pieniędzy, że nie wspomnę o dwójce dzieci, pojawiła się w moim życiu firma Vicuna. - Ale jesteś z tego zadowolona? Sprawdź - Szanuję - poważnie powiedział Rolar. -- Większą waleczność, niż pokonanie własnego tchórzostwa. - Wolha, może ja jego zabiję? - z nadzieją zapytała Orsana. -- Mu wszystko jedno, potem i tak wskrzeszą, a ja choć duszę odprowadzę! Rolar zmarkotniał. Nie odpowiadając na te przytyki, uważnie obejrzał kamienne ściany z wąskimi okienkami i niegłośno wymamrotał: - Chyba łożniacy nie odważą się otwarcie szturmować zamku, a jeżeli pod pretekstem polowania na zjawę uda nam się wprosić się na nocleg, do rana zostawią nas w spokoju. - O jakim spokoju mówisz? - z nerwowym spojrzeniem uściśliła najemniczka. Wampir jest sceptycznie parsknął: - Spieramy się, czy w zamku są dzieci lub półprzytomna babka lub ciotka z manią prześladowczą albo służąca - lunatyczka lub wiecznie pijany krewny? - Spierajmy się, czy tam jest prawdziwa zjawa? - Ja nie patrząc wyciągnęłam rękę, Rolar ścisnął ją, a Orsana położyła dłoń z góry, zatwierdziwszy spór. Drzwi otworzyły się po trzecim stuknięciu, a raczej, po rozjuszonemu kopnięciu nogą - pukać w grube deski pięścią było na próżno, zaprzestałam tego po pierwszej próbie. - Dzień dobry! – w uniżenie przeciągnęła dwójka, patrząc na nas od góry do dołu. Dwie pary są niebieskich oczu, dwa zadarte noski. U chłopaka – zwichrzona czuprynka, u dziewczynki – dwa grube proste warkoczyki za uszami. Maluchy nie miały dziesięciu lat, najwyżej dwa. - Aha! - wiele mówiąco okazał Rolar. -- Dzieci! - Diera, Słar! - zalamentowano z góry. Ktoś, podskakując, naprędce schodził po wąskich stopniach krętych schodów. -- Ile razy ja wam mówiłam - nie otwierajcie sami drzwi, przyjdzie zła ciocia wiedźma, włoży was w worek i zaniesie sobie na obiad!