Kiwnęła głową. – Wyjechałam do Portland i spędziłam następne cztery lata, próbując utopić wspomnienia w alkoholu. – A co z jego wozem, Rainie? A sąsiedzi? Nie słyszeli strzału? – Mój sąsiad wyjechał na ryby. W okolicy nie było żywego ducha. – Dobra, ale czy nikt nie zauważył, że Lucas nagle przepadł jak kamień w wodę? Ani tego, że pewnej nocy z szafki na dowody zniknęła strzelba twojej matki, a jakiś czas potem w cudowny sposób pojawiła się tam na nowo? Na to nie trzeba umysłu geniusza. W ciągu paru dni Shep powinien był przeszukać twój dom. Nie ukryłaś nawet dobrze ciała. Rainie milczała. Po chwili Quincy westchnął. – Udał, że nic się nie stało, prawda? Przypomnij mi, żebym nie dawał Shepowi odczuć, że jest mi winien przysługę. – To małe miasteczko, Quincy. I małomiasteczkowe metody policyjne... A one czasem są inne. Każdy dostaje to, na co sobie zasłużył. To nie zawsze zgodne z prawem, ale zazwyczaj sprawiedliwe. A jeśli chcesz wiedzieć, do dzisiaj nie rozmawiałam o tym z Shepem. – Oczywiście. Bo to by się już kwalifikowało jako zmowa. – Powinnam była zapłacić za swój czyn – odparła natychmiast Rainie. – Pod wieloma względami byłoby to lepsze. Mogłam wyrzucić to z siebie. Mogłam stawić temu czoło, zdystansować się, ponieść sprawiedliwą karę. Tymczasem... – Zająknęła się po raz pierwszy. http://www.audi-a5.com.pl – Wynoś się stąd! – To mój syn! Cholera, Rainie, on jest moim synem... Ramiona Shepa zaczęły się nagle trząść. Stał na werandzie pośród pustych butelek po piwie i ukrywając twarz w dłoniach, opłakiwał swoje dziecko. Jezus Maria. Rainie weszła do domu i wyciągnęła z lodówki dwie butelki. Jedną bez słowa podała Shepowi. Drugą tuliła w dłoniach, czekając, aż przyjdzie poczucie siły, samokontroli. Dzisiaj też wytrzyma. Jezus Maria. Shep wziął się w garść. Otarł twarz rękawem koszuli. Zdjął kapsel z butelki i jednym haustem opróżnił ją do połowy. Po chwili dopił resztę. – Jak się tu dostałeś, Shep? – Przyjechałem. – Nie możesz wracać do domu wozem. – Wiem.
ogród jak ukochaną istotę. Odłożyła talerz na suszarkę. Skończyła zmywanie. Podłoga i blaty lśniły. Wyczyściła nawet piecyk i wytarła mikrofalówkę. Była dopiero ósma, początek długiego dnia, z którym nie wiadomo co zrobić. Becky poważnie przyglądała się matce zza kuchennego stołu. – Chcesz jeszcze trochę płatków, kochanie? Sprawdź – Możesz poprosić prokuratora okręgowego, żeby powołał dziewczynkę na świadka. Rainie wzruszyła ramionami. – Już to rano przerabiałam. Według Rodrigueza i tak nie wymusimy tych zeznań. Rodzice każą jej na wszystko odpowiadać „Nie pamiętam”. Wydaje mi się, że jeśli chcemy coś z Becky wskórać, musimy działać delikatnie. Kto wie? Shep i Sandy przecież też zastanawiają się, co naprawdę wydarzyło się wczoraj. Może wcześniej czy później pozwolą małej mówić. Może nawet zgodzą się, żeby Luke zadał jej dzisiaj parę pytań. Ale nie dam sobie głowy uciąć. – Jak dobrze ich znasz? – zapytał Quincy. – Dobrze. Quincy kiwnął głową. Nie chciał jej dłużej męczyć. Rainie bezwiednie skrzyżowała ręce na piersi, jakby próbowała odgrodzić się od otaczającego ją koszmaru. Ten gest sprawił, że wyglądała na młodszą, bardziej bezbronną. Wpatrywała się w obrys ciała Melissy Avalon.