piękne podziękowanie!

Sobota, 20 maja, 6.01 Sandy O’Grady nie spała, kiedy zadzwonił telefon. Leżała na wznak w łóżku, wpatrzona w szare cienie przesuwające się po suficie. Wcześniej śniło jej się, że jest znowu małą dziewczynką. Bawiła się z najlepszą przyjaciółką w wysokiej trawie, gdzieś na łące. Rozpoznawały kształty chmur. – Patrz, smok. – O, o, słoń! – Dwugłowy pies! Sandy obudziła się ze łzami na policzkach i zapragnęła zadzwonić do Melindy. Wiedziała jednak, że to nic nie da. Melinda przeprowadziła się do Portland prawie piętnaście lat temu. Wyszła za mąż – Sandy pojechała na ślub, będąc w siódmym miesiącu ciąży z Dannym – i od tamtej pory nie widziały się już. Ich drogi rozeszły się, jak to bywa w życiu. Łatwiej było utrzymywać kontakt ze znajomymi, którzy mieszkali w pobliżu. Szczerze mówiąc, Sandy nie tęskniła specjalnie za przyjaciółką z dzieciństwa. Podejrzewała, że bardziej tęskni za samym dzieciństwem. Być znowu beztroską dziewczynką. Mieć pewność, że zna wszystkie odpowiedzi. W salonie, gdzie spał na sofie Shep, rozlegało się chrapanie. Z szafy w korytarzu, gdzie spała Becky, dochodziły jakieś szmery. A w pokoju Danny’ego panowała cisza. Szósta rano. Sandy wpatrywała się w sufit. Zastanawiała się, jaki popełniła błąd. Jak odnaleźć sens w tym wszystkim. Była przecież matką i powinna znać drogę. http://www.artproduction.com.pl wcisnąć się w rozmiar numer osiem, ale różnica była zasadnicza. Teraz Rainie musiała spędzać więcej czasu na układaniu długich kasztanowych włosów, jeśli chciała, żeby ktoś się za nią obejrzał. A cheeseburgery zastąpiła sałatka z tuńczyka. Pięć razy w tygodniu. Tego dnia partnerem Rainie był dwudziestodwuletni ochotnik, Charles Cunningham vel Chuckie, znany też w małej komendzie policji w Bakersville w stanie Oregon jako „żółtodziób”. Chuckie nie ukończył jeszcze dziewięciomiesięcznego kursu w ośrodku szkoleniowym, a to znaczyło, że mógł tylko patrzeć, a nie dotykać. Policjantem z prawdziwego zdarzenia miał zostać dopiero, gdy zaliczy niezbędne egzaminy i dostanie dyplom. Tymczasem zdobywał doświadczenie – wyjeżdżał na patrole i spisywał raporty. Wolno mu było zakładać standardowy beżowy mundur i nosić przy sobie broń. Chuckie był całkiem zadowolony z życia. Zanim nadeszło wezwanie, sterczał przy kontuarze, próbując oczarować długonogą, jasnowłosą kelnerkę o imieniu Cindy. Prężył pierś, przybrawszy nonszalancką pozę z nogą

jazdy stąd. Mogłabym powiedzieć, że byłam niedaleko. Minął już miesiąc. Quincy chciał jej to odradzić, ale pohamował się. Kiedyś Rainie oskarżyła go, że zbyt poważnie traktuje swoją pracę. Nawet w życiu osobistym popisywał się, wydawał opinie eksperta, a potem odszedł. - Może Kimberly potrzebuje trochę swobody - spróbował neutralni 58 Sprawdź zapomniał już o oszałamiającej urodzie tego stanu. Dolinę otaczały wysokie góry o wierzchołkach gęsto porośniętych jodłami. Mijali falujące zielone łąki, na których pasły się stada czarnobiałych krów rasy holsztyńskiej, i czerwone domki z kępkami żółtych bratków w ogródkach. Quincy’ego upajał zapach świeżo skoszonej trawy i słonego morskiego powietrza. Wielkie ciężarówki mijały ich z rykiem potężnych silników. Ludzie machali do Rainie, a kilka czarnych labradorów dyszało radośnie z wywalonymi jęzorami w otwartych okienkach samochodów. Wszyscy zwalniali za wlokącym się szosą traktorem. Nikt nie trąbił na starego farmera, nikt nie wrzeszczał, żeby zjechał na bok. Kierowcy czekali i pozdrawiali go uprzejmie, gdy już mieli wolną drogę. W odpowiedzi staruszek dotykał daszka wyblakłej, czerwonej baseballówki. – To Mike Berry – wyjaśniła Rainie, wyprzedzając szerokim łukiem zielony traktor. Przerwała milczenie po raz pierwszy, odkąd wsiedli do wozu. On i jego brat mają największe w okolicy farmy mleczne. W zeszłym roku wykupili trzy