trzech lat. Jest całkiem przestarzały, proszę pana.

- Dla mnie nie istnieje żadna inna - powiedział cicho. - To jej szukałem przez całe życie. - Ale ona cię odtrąciła. Teraz musisz poszukać innej. - Ellis rozejrzał się po niemal pustym parku. - Zresztą wydawała się dość... krnąbrna. Żona powinna wspierać męża, a nie we wszystkim mu się sprzeciwiać. Lucien otrząsnął się z zadumy i ścisnął udami końskie boki. - Nie do końca się z tobą zgadzam, ale i tak nie ma to znaczenia. Alexandra mi nie ufa, a ja nic nie mogę zrobić. Chyba że zrezygnuję z tytułu oraz wszystkiego, co się z nim wiąże, i zostanę kominiarzem. - Więc zapomnij o niej i żyj dalej. - Prędzej zapomnę oddychać. - Zamierzasz chodzić osowiały przez całą wieczność? Kilcairn spiorunował przyjaciela wzrokiem. - Nie chodzę osowiały, tylko czekam. Oznajmiłem jej, że teraz z kolei ona powinna ustąpić. To wrażliwa kobieta. Zrozumie, że mam rację i że postąpiła niemądrze, rezygnując ze mnie na rzecz tłumu uroczych dam, które chętnie wyszłyby za mnie za mąż. - A jeśli nie zrozumie? Podobną rozmowę Lucien odbył sam ze sobą, kiedy Alexandra tydzień temu opuściła Balfour House. - Zrozumie. http://www.aranzacja-wnetrz.info.pl/media/ bot się nie zepsuł. On został zniszczony. — Jasne, że tak — odrzekł bezbarwnym głosem pra- cownik obsługi. — Nieźle musiała oberwać. Sądząc po tych brakujących częściach — mężczyzna wskazał ręką wgniecione elementy przedniej części kadłuba — przy- puszczam, że to musiał być jeden z tych modeli wypusz- czonych niedawno przez Mecho. Ten z mocno wystającą szczęką. Tom poczuł nagły ucisk w klatce piersiowej, a krew ścięła mu się w żyłach. — A więc to nie pierwszy taki przypadek — odezwał się cicho. — Takie rzeczy są na porządku dziennym. — No cóż, Mecho-Products właśnie wypuściła na ry-

przysłać. Już zaczęłam myśleć, że chcesz, byśmy całe lato tkwiły w naszej ponurej samotni. Tymczasem woźnice weszli na dachy powozów i zaczęli podawać lokajom kufry. Zerknąwszy na góry bagażu, Lucien doszedł do wniosku, że będzie musiał oddać gościom jeszcze jeden pokój na garderobę. Pochylił się nad dłonią w rękawiczce. - Ciociu Fiono, mam nadzieję, że podróż z Dorsetshire była przyjemna? - Nie! Dobrze wiesz, jak podróżowanie wpływa na moje nerwy. Gdyby nie droga Sprawdź mówiąc, że w zupełności wystarczają mu kwalifikacje, które sam zdążył dostrzec. Nagle zauważył jakiś ruch. Spojrzał w dół i zobaczył małego białego teriera, węszącego pod jego biurkiem. Uniósł brew. - To pani pies? Alexandra pociągnęła za smycz. Szekspir usiadł przy nodze. - Tak. Jest bardzo dobrze ułożony, zapewniam pana. Lucien, który tymczasem odzyskał panowanie nad sobą, obszedł zwierzę i usiadł na krawędzi biurka. - Nie musi mnie pani o wszystkim zapewniać. Już ma pani tę pracę, panno... - Gallant. Alexandra Beatrice Gallant. - Bardzo dostojne nazwisko, panno Gallant. Zachwycający rumieniec ubarwił kremowe policzki kobiety. - Dziękuję. - Sięgnęła do torebki i wyjęła z niej plik papierów. - Oto moje referencje.