– Drogi panie, niech pan posłucha, jestem tu na wyspie drugi dzień... To znaczy, ściśle

glocka do strzału. Jedna strona, druga. Obrót w tył, do przodu. Ani żywego ducha. Klasa była pusta. Rainie włączyła światło i zostawiła drzwi otwarte na oścież. Trzeba iść dalej. Powoli sprawdzała pomieszczenie za pomieszczeniem, aż znalazła się w miejscu przecięcia dwóch korytarzy, gdzie na podłodze leżały kawałki zakrwawionej gazy, a niebieskie drzwiczki szafek nosiły ślady pocisków. Coraz więcej krwawych plam. Rozległe wgłębienie w dolnej szafce, o którą musiało uderzyć czyjeś ciało. Na jasnej podłodze łuski, zupełnie jakby ktoś celowo rozrzucił całą ich garść. Wyobraźnia Rainie zaczęła pracować. Głuchy stukot strzałów, przerażone krzyki dzieci. Dziewczynki i chłopcy wysypują się z klas przy wyciu syreny; nauczyciele drżącymi głosami nawołują o spokój. Chaotyczny bieg do wyjścia. Dzieci przepychają się, potrącają, potykają, padają. Krew na podłodze. Rainie wzięła głęboki wdech i poczekała, aż uspokoi jej się tętno. Jesteś profesjonalistką. Musisz wykonać zadanie. Sprawdziła pracownię piątej klasy, potem szóstej. Następnie bibliotekę – przestronną, z niekończącymi się rzędami książek. Nic. Wreszcie dotarła do końca korytarza, gdzie wśród kawałków szkła ze zbitej szyby w drzwiach leżały trzy nieruchome ciała. Nie chciała przyglądać się ofiarom, zwłaszcza dzieciom. Ten widok mógł ją osłabić, zostawić ślad gdzieś głęboko, gdzie nawet ona, taki twardziel, czuła się bezbronna. Wiedziała, http://www.apcs.pl/media/ nawet możliwość, że święty założyciel pustelni dotarł do wysepki nie cudownie idąc po wodzie, tylko na jakiejś tratwie bądź, powiedzmy, wydrążonym pniu – niech będzie. Ale mamy fakt niezaprzeczalny, sprawdzony przez wiele pokoleń i, jeśli wola, nawet potwierdzony dokumentalnie: żaden z pustelników osiadłych w podziemnych celach Pustelni Wasiliskowej nie czekał długo na wezwanie Boże. Po pół roku, po roku, najwyżej po półtora wszyscy łaknący zbawienia wybrańcy osiągali to, czego pragnęli, i zostawiwszy za sobą kościste, doczesne szczątki, wynosili się z królestwa ziemskiego w inne, niebieskie. I nie była to sprawa skąpego pożywienia czy surowego klimatu. Znamy przecież wiele innych pustelni, gdzie pokutnicy dokonywali jeszcze większych wyczynów pustelniczej ascezy i zacieklej umartwiali swe ciała, tyle że Pan wybaczał im i powoływał ich do siebie znacznie mniej pospiesznie. Dlatego właśnie rozszedł się słuch, że ze wszystkich miejsc na ziemi Pustelnia Wasiliskowa jest najbliższa Bogu, że leży na samej rubieży królestwa niebieskiego i stąd jej

Głos amazonki zabrzmiał groźnie. – Chce pan? Zaraz obrócę koniem i odjadę precz? I nigdy już pan mnie nie zobaczy! I nigdy się pan nie dowie, kto kogo oszukał – pan przeznaczenie czy przeznaczenie pana? Ściągnęła uzdeczkę, odwróciła się i podniosła szpicrutę. – Nie! – zawołał podprokurator, zapominając naraz i o Maszy, i o dwanaściorgu potomków, i o przyszłym trzynastym, tak nieznośna wydała mu się myśl, że straszna Sprawdź do sławetnej kategorii „chłopaków jak malowanie”, do której mężczyźni, jak wiadomo, trafiają wcale nie z powodu klasycznej prawidłowości rysów (chociaż pan był całkiem niebrzydki, w złotowłoso-błękitnookim słowiańskim stylu), tylko ze względu na ogólne wrażenie spokojnej pewności siebie i ujmującej chwackości. Te dwie cechy, działające niezawodnie na prawie wszystkie kobiety, malowały się na twarzy i w postawie eleganckiego pana tak wyraźnie, że obecne w tłumie damy, panny, baby i dziewki od razu zwróciły na niego szczególną uwagę. Nie była też wyjątkiem pani Lisicyna, która powiedziała sobie w duchu: „Patrzcie no, jakie w Araracie trafiają się typy. Ten też na pielgrzymce?” Następnie jednak nowo przybyły zachował się w taki sposób, że stosunek do jego osoby ze szczególnej uwagi przekształcił się w oczarowanie (co zresztą, zauważmy, w przypadku „chłopaków jak malowanie” zdarza się nierzadko). Jednym spojrzeniem oceniwszy i zrozumiawszy stan rzeczy, przystojniak bez chwili