Z pewnością nie chodziło jej o spełnienie obietnicy pocałunków. Co za bzdura!

- Nie dasz się przekonać? Owszem, dałby się przekonać, bez trudu. I tego właśnie się bał. - No cóż, tak myślałam - podsumowała z ciężkim westchnieniem. Santos wrzucił luz, wyskoczył z auta, a Gloria przesunęła się na jego miejsce. - Miło było, Gloria - uśmiechnął się. Miała tak strasznie zawiedzioną minę, że parsknął śmiechem. - O rany, o co chodzi? Jestem pierwszym, który ci się wymknął? - Pierwszym, którego naprawdę chciałam złowić. Oparł dłonie o szybę i nachylił się do dziewczyny. - Na pocieszenie powiem ci, że i ty świetnie całujesz. - Naprawdę? - Naprawdę. Położyła mu rękę na dłoni, uniosła twarz. - To pocałuj mnie jeszcze raz. Santos zerknął w stronę wejścia do hotelu. Szwajcar i boy tkwili na swoim miejscu i gapili się na niego spode łba. Wskazał na nich głową. - A oni? - Niech sobie patrzą. - Chyba rzeczywiście masz diabła za skórą - mruknął, nachylając się do jej ust. Pocałunek podziałał na niego jak cios wymierzony prosto w splot słoneczny. Oderwał się od Glorii zaskoczony i przerażony własną reakcją. Mała petarda. Powinien brać nogi za pas, inaczej dojdzie do eksplozji. Dotknął czubka jej nosa. - Dzięki za przejażdżkę. Odwrócił się i ruszył szybko w stronę przystanku tramwajowego, lecz kiedy za nim zawołała, zatrzymał się i obejrzał przez ramię. http://www.abc-budowadomu.edu.pl/media/ - Nie, kiedy pani życzy sobie wyjść na przechadzkę. Z opowieści Rose wynikało, że lord Kilcairn tak się nie troszczył o poprzednie guwernantki. Zerknęła na Wimbole'a. - Czy hrabia już wstał? - Tak, panno Gallant. Wyjechał tuż po pani wyjściu do parku. Nie spodziewam się go przed wieczorem. A niech to! - Rozumiem. Dziękuję. - Zostawił dla pani wiadomość, panno Gallant. Wziął ze stolika srebrną tacę z listem. Z trudem się powstrzymała, żeby go nie porwać. - Dziękuję, Wimbole. Idąc po schodach, otworzyła liścik i przebiegła go wzrokiem: „Umówiłem wizytę u madame Charbonne. Proszę ją uprzedzić, że pierwsze stroje mają być gotowe na czwartek.

- Tak. Pokiwała głową z politowaniem. - Nic nie znaczysz dla mojej córki, Victorze. Nic. Myślę, że w głębi duszy świetnie o tym wiesz. Ogarnęła go furia, przestał się bać, zapomniał o ostrożności. Nagle zrozumiał, że nie ma nic do stracenia. Postąpił krok w kierunku Hope. - Chciałabyś, żeby to była prawda. Przykro mi, mamuśka, ale przegrałaś. Kochamy się i zamierzamy być razem. Na zawsze, niezależnie ci się to podoba, czy nie. Na twarzy Hope pojawiły się wypieki, zmrużyła oczy. Sprawdź twarzy. Nie była pewna, czy ma ochotę go uderzyć, czy pocałować. Wzięła głęboki oddech. Pożeranie wzrokiem earla Kilcairn Abbey nie leżało w jej planach na ten ranek. - Milordzie, zastanawiał się pan nad przyjęciem urodzinowym panny Delacroix? - Tak. - I? - ponagliła go. - Na razie czekam na odpowiedź. Do tego czasu muszę się wstrzymać z decyzją. - Odpowiedź? - zapytała, marszcząc brwi. Lucien spojrzał na nią spod rzęs, uśmiechnął się tajemniczo i otworzył poranną gazetę. - Kuzynko Rose, co zamierzasz dzisiaj robić? - Lex i ja idziemy po kapelusze, a potem popracujemy nad moim salonowym francuskim. Zaskoczona Alexandra przeniosła wzrok z Luciena na Rose i z powrotem. Nic nie wyczytała z ich twarzy, ale nie uwolniła się od podejrzeń.